wtorek, 19 marca 2013

Licznik z L.

W ramach zwiększania ilości gadżetów przyczepianych do roweru zakupiłam w pobliskim L. licznik rowerowy. Cena nie była wygórowana, a ilość opcji w tym ustrojstwie przyprawia o zawrót głowy. Można sprawdzić ile się spaliło tłuszczu i w jakiej temperaturze, dla pewności zerknąć ile to kalorii, a potem bez wyrzutów sumienia sięgnąć po batonika :)


Dla sprawdzenia czy tak nieistotne opcje jak pomiar odległości czy szybkościomierz działają jedziemy na przejażdżkę w kierunku jedynego w naszym mieście supermarketu sportowego.  


Niestety nowy sprzęt nie pokazuje temperatury odczuwalnej ani siły wiatru. Przed temperaturę na liczniku należałoby wstawić minus - wtedy zapis odzwierciedlałby rzeczywistość.  


Zza narożnika sklepu syberyjskie pola czyli widok w kierunku Kołbaskowa - że zimno to widać, do tego należy wyobrazić sobie lodowaty wiatr wydzierający aparat z ręki.


Po sprawdzeniu asortymentu w dużym sklepie i niewielkich zakupach, jedziemy jeszcze obejrzeć reklamowane kurtki i dętki. Przy okazji sprawdzamy stojaki, którymi ostatnio mocno chwali się L., także poprzez RowerowySzczecin


Stojaki nie dość, że wygodne to jeszcze - co warte podwójnego podkreślenia - estetyczne. 
Wracamy i marzniemy okrutnie.


Trampki jako obuwie rowerowe sprawdzają się dopóki nie wejdzie się w śnieg. Potem odmarzają palce.

niedziela, 10 marca 2013

Rowerowy Dzień Kobiet

Po raz pierwszy nie rodzinnie a kobieco otwieramy sezon dłuższych wypadów rowerowych. Wybieramy się na II Rowerowy Dzień Kobiet - inicjatywę szczecińskiego Madbike'a. Pogoda nas nie rozpieszcza jest zimno i pochmurno. Decydujemy się na złamanie przepisów i tym razem kask jedzie na moim bagażniku - poruszamy się tylko chodnikami więc dzisiaj wyjątkowo komfort termiczny wygrał z bezpieczeństwem.



Jesteśmy ubrane na cebulkę, mimo tego ręce marzną i spakowana zapasowa para rękawiczek okazuje się niezbędna. 


Zbiórka tradycyjnie na placu Lotników. Dzisiaj z rozgrzewającą niespodzianką - kawę, herbatę i pyszne kakao serwuje Pan Kawka


Uczestniczki powoli zbierają się w umówionym miejscu, tymczasem nad placem zaczynają unosić się bańki dodając trochę słońca do pochmurnej scenerii.


Obowiązkowa sesja zdjęciowa wśród tęczowych baniek.


Pamiątkowe szprychówki rozdane, organizatorka udziela wywiadu redaktorowi Radia Szczecin. Lada chwila ruszamy w kierunku Głębokiego gdzie spotkamy się z kolejnymi uczestniczkami.
Tu głęboki ukłon w kierunku organizatorki, ale i wszystkich uczestniczek: podczas przejazdu przez miasto zdarzało się, że grupa została przerwana przez sygnalizację świetlną lub konieczność przejazdu przez ulicę - dziewczyny solidarnie zatrzymywały się i czekały na resztę. Nie było wyprzedzania i wyrywania do przodu, każda z nas - nawet te na najmniejszych rowerach miały szanse utrzymania tempa, a nawet utrzymywać się na czele peletonu :)


Krótki postój na Głębokim, okazuje się że jest nas całkiem sporo - uzbierało się ok. 50 kobiet większych i mniejszych. Najmniejsze jadą w przyczepkach - podziwiam mamy ! Moja pociecha wraca - oczywiście pod opieką - do miasta, z pokonaniem dłuższej trasy poczekamy do nowego większego roweru. 
Kobiecy peleton jedzie dalej trasą przez Pilchowo i Bartoszewo do Sławoszewa. Trasa biegnie głównie ścieżką rowerową, ale w Pilchowie musimy korzystać z jezdni - tu bardzo przydaje się pomoc Panów - zagonienie na prawą stronę takiej rozgadanej masy pań nie jest sprawą łatwą :)
Tymczasem słońce rozgoniło chmury i w spokojnym, kobiecym tempie - ok. 15 km/h oraz przesympatycznej atmosferze dojeżdżamy do celu.


W Sławoszewie wita nas gospoda Zjawa.


Na terenie gospody obszerny parking, było nas jednak tak dużo, że rowery stały dookoła gospody i przy wszystkich możliwych płotach. Jak widać nie było potrzeby chowania wszelkiej maści dóbr - można było z pełnym zaufaniem zostawić dwa kółka z sakwą bez obaw że po powrocie nie będzie sakwy, lampki lub kasku.


Gospoda została kompletnie zawłaszczona przez rowerzystki i paru rowerzystów. Miejsca wystarczyło dla wszystkich i wszyscy z chęcią korzystaliśmy ze specjalnego rowerowego menu, gdzie można było znaleźć takie specjały jak zupa trzewikowa czy warniki z okrasą ( w wolnym tłumaczeniu zupa dyniowa i pierogi ).
Przy pysznych daniach wysłuchałyśmy wykładu pani mgr Alicji Pelkowskiej z Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii na temat profilaktyki wczesnego wykrywania raka piersi.  


Wśród rzeszy przemiłych kobiet była także przedstawicielka Odjazdowego Bibliotekarza, dzięki któremu powstał ten blog i zrodziła się rowerowo-książkowa pasja. Tegoroczna edycja Odjazdowego Bibliotekarza odbędzie się 12 maja - mam nadzieję na ciepełko bo w ubiegłym roku zmarzliśmy okrutnie.
Po ciekawym wykładzie i pysznym obiedzie ruszamy do domów. Wracamy luźnym peletonem i ostatecznie rozjeżdżamy się na Głębokim - pozdrawiam ciepło nowo poznaną imienniczkę Ewę, która eskortowała mnie prawie pod sam dom :) 
Chciałam serdecznie podziękować organizatorce za sympatyczną wycieczkę i proszę o więcej! Może nie tylko z okazji dnia kobiet, ale cyklicznie np. raz na kwartał zorganizujemy taką kobiecą  wyprawę na zupełnym luzie w celu tylko i wyłącznie miłego spędzenia czasu ?
Jestem pierwszą chętną !

A na zakończenie dowód na to ile miałyśmy szczęścia z pogodą - niedzielny poranek w Szczecinie:



poniedziałek, 4 marca 2013

Wiosna !

Dzisiaj pierwsza pracowita i wiosenna przejażdżka po mieście. A co mnie bardzo cieszy - oprócz słońca - na ulicach widzę coraz więcej rowerzystów i rowerzystek. 
Przystanek pierwszy szkoła - dziecię dowiezione w całości, a ja w miasto :) 


Ulica Mickiewicza podzielona - błyszczy słońcem jedna strona ... ja niestety po ciemnej stronie mocy.


Im dalej w miasto tym więcej słońca. Moja Winora dzisiaj skazana jest na przykuwania do wszelkiej maści płotów - tutaj linka do linki. Trochę się ogrodzenie zdeformowało.


Przebiśniegi skąpane w słońcu. W tym roku nie miały okazji spełnić przynależnego im zgodnie z nazwą zadania. 


Po paru miesiącach ciemności cienie na szczecińskich granitowych chodnikach fascynują oko.



Postój przy ulicznej lampie i zakupy w mojej ulubionej piekarni. Nie najtańszej niestety, ale razowe rogale posypane morską solą i ciemne bułki ze słonecznikiem są warte grzechu. 


Wracam jedną z ładniejszych szczecińskich ulic: Monte Cassino. Na uwagę zasługuje zwłaszcza odcinek pomiędzy ul. Szymanowskiego a ul. Piotra Skargi, ze spokojną i wycofaną zabudową wielorodzinną.   



Pomiędzy budynkami widać położony przy ul. Królowej Korony Polskiej modernistyczny kościół  pw. Świętej Rodziny. Oryginalna bryła kościoła zasługuje na osobny post.


 Na zakończenie znak, który intryguje mnie już od dłuższego czasu - w lewo ślepa ulica, prosto można jechać ...  do prywatnego ogródka ...