piątek, 31 maja 2013

Pierwsza całodzienna wyprawa

No i stało się. Dziecię wsiadło na 26" i jeszcze dotyka nogami ziemi. Kiedy to urosło - nikt nie wie. Kiedy nauczyło się tak panować nad sporej wielkości dwoma kółkami ? To mnie zadziwia nieustannie.


Tak wygląda wyczekany prezent komunijny, który dziś właśnie przejdzie próbę ognia - a raczej błota i piachu. Mamy ambitny plan dojechania do rezerwatu Świdwie i zjedzenia tam kiełbachy pieczonej nad ogniskiem.


Pierwszy niezbyt długi odcinek pokonany bez problemu, dla podniesienia morale - lody na Głębokim. 


Humory dopisują - a nuż dopisze szczęście i na patyku będzie napis wygrałeś :)
Drugich lodów nie było. Ruszamy tradycyjną trasą w kierunku Tanowa. Ścieżką rowerową z nieprzyjemnym wąskim gardłem w Pilichowie gdzie samochody - nie tylko osobowe - wyprzedzają "na lusterko". Z podniesionym ciśnieniem i poziomem adrenaliny raźno dojeżdżamy do Bartoszewa, gdzie opróżniamy część naszych zapasów. 


W dalszą drogę ruszamy przez las. Droga jest piaszczysta, przejazd ułatwił nam trochę wczorajszy deszcz, który utwardził leśne dukty. Niestety mokry jest nie tylko piach, grunt oddaje dużo wilgoci co bardzo lubią owady. Dojeżdżając do łąk otaczających Świdwie  musimy opędzać się od much, a gryzący w oczy i odstraszający owady dym z ogniska staje się marzeniem.


O dziwo przy samym Świdwiu owadów jest niewiele, być może za sprawą wzmagającego się wiatru. Z przykrością stwierdzam, że polana z miejscem na ognisko popada w lekką ruinę. Zaniedbane wiaty i walące się zadaszenia przy wjeździe do rezerwatu nie przedstawiają miłego widoku. Z braku przygotowanego drewna do palenia ogniska co bardziej pomysłowi użytkownicy zrywają strzechę z zadaszeń przy polanie.


Nie zważając na otoczenie rozpalamy niewielkie ognisko - na większe nie ma szans ani drewna.  Posileni i uwędzeni idziemy w kierunku wieży widokowej.


Dojście do brzegu jeziora Świdwie jest zamknięte co nie powstrzymuje prawdziwych miłośników przyrody przed przechodzeniem przez płot.


Na wieży. Luneta działa tylko w pionie nie sposób obejrzeć całego jeziora, ale w jednym pasie można obejrzeć cały ekosystem od trzcin do trzcin. 


Widoki są przepiękne, jednak gołym okiem nie sposób dojrzeć mieszkańców rezerwatu.


Tymczasem pod wieżą ... międzyszuwarowa autostrada.


Tajemnicze coś wyłowione z klarownej wody okazało się piękną muszelką - niestety była zamieszkała wróciła więc do swojego naturalnego środowiska.  


Wracamy w kierunku Tanowa przemierzając dalszą część przylegającej do Świdwia łąki.


Po ułatwionej próbie piachu czekała nas prawdziwa próba błota, kto się zatrzymał ( tak - ja ) miał do wyboru lądowanie w kałuży albo skok w pokrzywy. Straty wyniosły: cztery mokre buty, jedna poparzona noga i sześć piszczących hamulców.


Po odegraniu utworu piszcząco-trzeszczącego i wydłubaniu błota z rowerów ruszamy dalej. Blisko wioski Węgornik spotykamy pasieki wędrowne - mam nadzieję, że wszystkie pełne i będzie można cieszyć się pszczelimi pysznościami.


Z Tanowa długa prosta do domu, tylko te chmury na horyzoncie ... 


Udało się ! 
Dotarliśmy bez problemów, rowery i rowerzyści spisali się na piątkę. Jechaliśmy z trzema licznikami, każdy pokazywał co innego ... wg średniej arytmetycznej pokonaliśmy 45,910 m. Pierwsze koty za płoty - witajcie wakacje !

wtorek, 21 maja 2013

Kids Love Design


Ostatni weekend w Szczecinie upłynął pod znakiem wzornictwa i zaszczepiania u najmłodszych dobrych nawyków estetycznych. Przy okazji festiwalu Kids Love Design odbywały się warsztaty dla dzieci i bardzo ciekawe wystawy ( jeszcze trwają ), na które warto wybrać się całą rodziną.


W budynku 13 Muz królują przedmioty codziennego użytku, które można dotykać, nosić, a nawet na nich siadać.


Przedstawione są przedmioty z materiałów, które pozornie nie nadają się do konkretnego zastosowania np. nadmuchiwana sofa z papieru - bardzo wygodna i nie pękająca pod ciężarem siadającego.


Młode pokolenie było zachwycone bujającą się ( nie tylko w obłokach ) chmurą-kanapą. Wszystko to w surowej przestrzeni poddasza z imponującą konstrukcją drewnianą stanowiącą znakomitą oprawę dla prezentowanych przedmiotów. 


Natomiast w budynku dawnego Polmozbytu przy placu Orła Białego można oglądać wystawę pt.: Mistrzowie Ilustracji. Jest to przegląd polskich klasyków ilustracji od Marcina Szancera po Bohdana Butenkę oraz przykłady ilustracji młodych grafików do poezji dziecięcej. 


Charakterystyczną dla poszczególnych twórców kreskę świetnie ogląda się w formacie ogromnego plakatu. Taki sposób ekspozycji zainspirował nas do stworzenia tapety do pokoju dziecięcego, która pozwoli na wielokrotne kolorowanie ilustracji podpatrzonej w ulubionej książeczce.  


Odwiedzamy trochę zapomnianą szczecińską Florę


A przed galerią Odra Zoo spotykamy gościa z Gwiezdnych Wojen :) 


Dzieciaki zabrały się do tworzenia własnej książki, a my jeszcze raz oglądamy wystawę, na której można podziwiać ( i oczywiście dotykać ) większość przedmiotów opisanych i narysowanych w książce "Ilustrowany elementarz dizajnu" Ewy Solarz.


Wszystkie przedmioty były interesujące ( np. trampki Converse i historia ich powstania ), mnie najbardziej zachwycił sposób ekspozycji krzesła zaprojektowanego i wykonanego dla amerykańskich łodzi podwodnych. Siedząc na omawianym przedmiocie można było obejrzeć film przedstawiający test wytrzymałości krzesła - polecam !


Szklany pawilon z okien 13 Muz. Wdzięczny obiekt do fotografowania, sprawdza się jako tło do sesji zdjęciowych. Szkoda, że w dalszym ciągu zamknięty.  


Na zakończenie miejskiego weekendu piękny o każdej porze Zamek z księżycem w pierwszej kwadrze.

niedziela, 12 maja 2013

Odjazdowy Bibliotekarz 2013

Niedziela pomarańczowej inicjatywy czyli druga edycja szczecińskiego Odjazdowego Bibliotekarza. Impreza organizowania jest przez Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich Oddział w Szczecinie oraz ogólnopolską akcję Odjazdowy Bibliotekarz.


Koszulka odzyskana z poprzedniej edycji w rozmiarze pasującym - całe szczęście - tylko na jednego członka rodziny. 


W naszych szafach pomarańcze nie jest łatwo, w grę wchodzą więc odcienie od korali po żółtości. 
Pogoda piękna, ciepło - ci którzy brali udział w rajdzie rok temu wiedzą dlaczego tak mnie cieszy temperatura :) Zbiórka na placu Orła Białego, już na placu Lotników spotykamy uśmiechniętych rowerzystów z pomarańczowymi akcentami. 


Prawdziwa niespodzianka jednak czeka na nas na miejscu zbiórki - wokół fontanny roi się od pomarańczowych koszulek, a w powietrzu wisi radosna atmosfera miejskiego pikniku. 


Organizatorki rozdają numerowane szprychówki i zestawy startowe z miniprzewodnikami i szlaków polsko-niemieckiego pogranicza. Frekwencja przerosła oczekiwania organizatorów - zabrakło numerowanych szprychówek, mało tego zabrakło także nienumerowanych :)
Spotkanie na placu Orła Białego przed pałacem pod Globusem, który słynie jako miejsce narodzin jednej z dwóch caryc rosyjskich pochodzących ze Szczecina.



Motywem przewodnim tegorocznej edycji był Szczecin w literaturze. Na każdym z przystanków w trakcie rajdu odczytywany był fragment z książki, której akcja dzieje się w Szczecinie. Do rozwiązania była zagadka związana z tajemniczym miejscem na mapie naszego miasta, jednocześnie to właśnie miejsce było celem kolejnego etapu przejazdu. 
Pierwszy fragment odczytany - rozwiązanie zagadki i cel pierwszego etapu Zamek Książąt Pomorskich.


Dojeżdżamy do zamku od strony ul. Grodzkiej. Niestety brama prowadząca na duży dziedziniec jest zamknięta i pozostaje nam przeciskać się przez furtkę. Przy tak dużej liczbie rowerzystów nie jest to łatwe :)


Kolejne spotkanie z fragmentem książki i zagadką związaną z miejscem w naszym mieście. Najbardziej zainteresowani gromadzą się przy mikrofonie - by błyskawicznie dać odpowiedź na następne pytanie. 


Następny przystanek Wały Chrobrego - zdjęcie zapożyczone z przepięknej galerii Madbike autorstwa Joanny - dziękuję :)  
Przed budynkiem Muzeum Narodowego zostaliśmy zaproszeni na wystawę w setną rocznicę uruchomienia ekspozycji muzealnych w ówczesnym Muzeum Miejskim.  


Prezentowała się także szczecińska akcja Aktywna Książka dzięki, której udało mi się zdobyć album poświęcony Norwegii. Joannie jeszcze raz dziękuję :)
Chwila zamieszania i ruszamy dalej.


Na placu Lotników na chętnych czekają dwa konkursy : literacki i sprawnościowy. 


Pod czujnym okiem grzywacza ci, którzy czują się na siłach przewożą rowerami książki nie wykorzystując przy tym bagażników ani koszyków. Czyżby bibliotekarze szukali co silniejszych ochotników do pomocy ?


Publiczność przygląda się zmaganiom w wersji dziecięcej i dorosłej.
Po udanym transporcie książek i rozwiązaniu zagadki literackiej wyruszamy na Jasne Błonia by tam zakończyć pierwszą część rajdu.
Nieubłaganie zbliża się czas mojego fragmentu tekstu.


Czytać czy nie czytać ... 


Czytam ... jakoś poszło, było na tyle wyraźnie, że zagadka została rozwiązana. W tym miejscu chciałabym podziękować jednej z organizatorek szczecińskiego rajdu, która umożliwiła mi "występ" i którą zainteresowała historia powstania mojego bloga. 


Ostatni konkurs ze Szczecinem w tle, trzy drużyny, trzydzieści sekund i zadanie: wypisać tytuły książek, których akcja dzieje się w naszym mieście.


Zadanie nie było łatwe, ale podołali :)


Parę słów od najbardziej alternatywnego szczecińskiego przewodnika i to już koniec pierwszego etapu. 


Zostajemy na Jasnych Błoniach, a rozdzwoniony pomarańczowy peleton odjeżdża w kierunku Głębokiego.


Podsumowanie bardzo miłego i obfitującego w książki dnia. Cała rodzina zadowolona, każdy coś wygrał, nikt nie zgubił szprychówki - czytanie czas zacząć :)


czwartek, 9 maja 2013

Majówka część 4 i ostatnia

Ostatnie dwa dni długiej majówki. W planach było leżenie do popołudnia, za oknem jest tak pięknie, że wskakujemy na rowery i spacerkiem podążamy na spotkaniem z przyjaciółmi.


Tempo jest spacerowe, ale trasa dość wymagająca, wybraliśmy sobie za cel podróży wieże widokową przy wodozbiorze. Sporo górek i piaszczysta nawierzchnia stanowiły wyzwanie dla najmłodszych rowerzystek, peleton rozciągał się niemożliwie - kierowały nami różne motywy od rywalizacji kto pierwszy za zakrętem do pogaduszek w tempie 5 km/h :) 



Dojeżdżamy jednak w komplecie - nikt się nie zgubił - i co ważniejsze z uśmiechami.


Z wieży przepiękny widok na rozlewiska i mokradła. Trochę mi brakuje tablicy informacyjnej, opisu i wyjaśnienia gdzie jesteśmy i skąd ta nazwa. Obszerny opis szlaku "Gocławskiego" można znaleźć na stronach portalu szlaki-zachodniopomorskie.pl.
Tempo nas nie zmęczyło jedziemy więc pokazać młodemu pokoleniu mostek Wilhelma-Meyera, co prawda dziewczyny nie są zbyt zainteresowane historią, ale wycieczka to wycieczka :)


Przy mostku jak widać młode pokolenie zdegustowane brakiem atrakcji. Potwierdza to moją teorię o konieczności stosowania metody marchewki przy przyuczaniu młodego pokolenia do pokonywania większych odległości rowerem. Dowodem na powyższe niech będzie historia pięknej wakacyjnej wyprawy rowerowej na Rugię rodziny 2 + 2, jej opis możecie znaleźć na blogu bubiteam. Warto tam zaglądać po inspiracje dotyczące tras i podpowiedzi jak radzić sobie z najmłodszymi rowerzystami :)

W niedzielę wybieramy się na spotkanie ze szczecińskim alternatywnym przewodnikiem Przemkiem Głową, który wygłosi mowę na temat dynastii Gryfitów pod wiele mówiącym tytułem "Gryfici z Głowy". Miejsce spotkania - Dziedziniec Muzeum Narodowego przy  ul. Staromłyńskiej.


Kawałek nieba zamknięty w murach dziedzińca Muzeum. 


Wykład był arcyciekawy i okraszony odpowiednią garścią humoru - niejednokrotnie w czarnym kolorze. Jednak kwintesencją stylu alternatywnego przewodnika są dygresje, wiją się i przeplatają, same wypływają na pierwszy plan zmieniając temat całości. 
Przy takim przewodniku nie ma mowy o nudzie.