piątek, 23 listopada 2012

Światła miasta i nowe książki

Piątkowa przejażdżka troszkę pod przymusem. Zbieramy się tylko dla książek od portalu SzczecinCzyta.plktóre czekają na mnie w przytulnym Columbus Caffee przy al. Piastów. Niestety nie jest nam dziś dana kawa w mieście, wyruszamy tylko na cotygodniowy zwiad. 

Jedziemy w stronę Zamku, gdy zza pawilonów przy al. Jana Pawła II wyłania się ściana światła.


To tylko Kaskada odpaliła świąteczny wystrój.


Trzeba jednak przyznać, że drobne światełka w takiej ilości i jednolitym kolorze robią wrażenie. Nie ma wszędobylskiej pstrokacizny, a drzewo rosnące na wysepce pomiędzy torami tramwajowymi prezentuje się niesamowicie. Swoją drogą co to za drzewo o tej porze ma komplet liści ?


W końcu w domu. Teraz tylko gorąca herbata, koc i można czytać. 

niedziela, 18 listopada 2012

Pocztówka z Rieth

Zgodnie z naszym wcześniejszym pomysłem jeszcze tej jesieni wracamy do Rieth.  


Temperatura waha się ok. + 5 stopni, niestety początkujący rowerzyści ubrali się za ciepło, zatrzymujemy się , zdejmujemy kurtki i popijamy herbatę z termosu.  
Lżejsi na plecach i z obciążonymi bagażnikami ruszamy w kierunku Hintersee i wjeżdżamy na mój ulubiony szlak prowadzący po dawnym nasypie kolejki wąskotorowej. 


Na początek budynek dawnej stacji Hintersee.


I tablica informacyjna dotycząca tego i innych pobliskich szlaków turystycznych. W dwóch językach polskim  i niemieckim.


Na końcu tej romantycznej ścieżki czeka na nas Rieth.
Jesteśmy już trochę zmarznięci i zmęczeni liczymy więc na dobrą kawę i pyszne ciastko.


Jesteśmy. Przy ulicy zamkowej oglądamy XVIII w. kościół w otoczeniu mało niemieckich wierzb.


Po drugiej stronie ulicy znajdujemy taką perełkę nowoczesnej architektury. Dom stoi na parceli bez ogrodzenia, w oknach nie ma firanek, a wokół żywego ducha. Dlaczego po tej stronie granicy jest to możliwe, a kilometr dalej ( w linii prostej ) mamy budowane na cygańską modłę, pomalowane na pomarańczowo ogrodzone zasiekami koszmarki ?


Na rozwidleniu ulic zwrócił naszą uwagę dom o tradycjach handlowych - co widać po wielokrotnie malowanych szyldach nad narożnikiem. Dawne wejście zostało zamurowane - na jego miejscu pojawiło się okno a nie ślepa ściana jak to zwykle bywa po naszej stronie granicy.


W bocznym wejściu do domu zachowała się ciekawa klamka - czy to smok chroniący domostwo, czy wodny stwór wskazujący na handlarza ryb ?
Docieramy do - zgodnie z drogowskazami - portu. 


Może i port to za dużo powiedziane, ale zagospodarowanie i wyposażenie zdecydowanie wygrywa z naszą o wiele większą mariną w Trzebieży. Jest zaplecze sanitarne - wc i prysznice,


jest gdzie usiąść pod dachem,


nawet gdzie się położyć i podziwiać widoki na jezioro Nowowarpieńskie.


Szaro-szare jezioro i kontury ruin na wyspie Riether Werder. W tle sylwetka nowowarpieńskiego kościoła.


Przy nabrzeżu cumuje tajemnicza konstrukcja. Po lekturze tablicy informacyjnej dotyczącej wyspy Riether Werder dowiadujemy się, że tym promem podróżują ... krowy na wyspiarskie pastwiska.

Poważnie zmarznięci wracamy do centrum po drodze podziwiając domy do wynajęcia - raz w wyremontowanych zabudowaniach gospodarskich, 


innym razem w nowo powstałych drewnianych domach pięknie wkomponowanych w istniejącą zabudowę i obsadzonych zielenią.


Zdarzają się jeszcze niewykorzystane zabudowania gospodarcze pełne tajemniczego uroku.



W starej szkole funkcjonuje pensjonat, a na okolicznej posesji pole namiotowe.


Na zakończenie docieramy do kawiarenki i ...


... okazuje się, że po sezonie godziny otwarcia są okrojone i mam wątpliwości czy w listopadową sobotę lokal w ogóle funkcjonuje.  


Zostaje nam herbata w termosie i ostatni batonik. 
Następna próba zdobycia Rieth za rok !



sobota, 17 listopada 2012

Piątkowy wieczór

To już taka nasza mała tradycja, w piątkowe wieczory mamy wolne ( czytaj : samotne ) wyruszamy więc na małą przejażdżkę po mieście.


Ulica Księcia Józefa Poniatowskiego. Pusto i zimno. W powietrzu unoszą się przeróżne odcienie zapachu spalenizny, niestety ludzie palą w piecach i kominkach czym popadnie - przy bezwietrznej pogodzie aż trudno oddychać.
Jedziemy w stronę centrum. Ludzi na ulicach mało, paru zbłąkanych rowerzystów i mnóstwo spieszących się samochodów. Pod Kaskadą korek, na ostatnich piętrach tego przybytku siłownia pełna ludzi. Najwyraźniej jest to jedyne miejsce, które przyciąga szczecinian.
Tymczasem kilkaset metrów dalej ...


Mały dziedziniec tajemniczy i pełen muzyki z trwającej próby.



Duży dziedziniec reprezentacyjny i pięknie oświetlony, jeszcze zeszpecony płotem wygradzającym remontowane skrzydło opery i operetki - mimo wszystko bardziej atrakcyjne miejsce na spędzenie piątkowego wieczoru niż galeria handlowa.


Zamkowa wieża trochę jak z "Wakacji z duchami". 


Żadnego ducha nie spotkaliśmy, z wieży przyglądał nam się uważnie jedynie św. Otton i wyglądał odrobinę upiornie.


Zjeżdżamy z Wzgórza Zamkowego, po drugiej stronie Trasy Zamkowej widać piwnicę Kany, po prawej w pasie zieleni pomiędzy pasami ruchu zabytkowy platan - jak wyglądał ok. roku 1900 można zobaczyć tutaj


Wizytówka naszego miasta - Wały Chrobrego także bezludne.


Zmarznięci wracamy na ciepłą herbatę na naszej ulicy zawsze jest pusto, ale w końcu to tylko stare Pogodno.

wtorek, 13 listopada 2012

Rodzinna wycieczka

Listopadowe święto postanowiliśmy uczcić rodzinnym wypadem do lasu. Pogoda nam sprzyja chociaż wybór odpowiedniego ubrania nie był prosty.


W końcu decydujemy się na tradycyjną "cebulkę" - dużo cienkiego jedno na drugie i już możemy wyruszać.


Wytrawni rowerzyści na miejskim szlaku.


Flagi na okolicznych domach przypominają nam, że to święto. Miło popatrzeć na naszą flagę w sąsiedztwie unijnej - zgodnie i bez zgrzytów.


W spacerowym tempie zmierzamy w kierunku Głębokiego. Jadąc przez pusty las Arkoński podziwiamy Syrenie Stawy, które jakoś nie mogą się doczekać planowanej infrastruktury.


Tubylcy nie przejmują się infrastrukturą i spokojnie wyławiają niedzielny obiad.


Mijamy będące w budowie kąpielisko Arkonka -  ciekawe czy w przyszłym sezonie uda się popływać w nowych basenach. Z projektowanego także tutaj, sezonowego lodowiska w tym roku już nie skorzystamy, a budowa miała być zakończona do końca listopada ...  


Malownicza o każdej porze roku leśniczówka Biała.


Nad skrzyżowaniem ulic Miodowej i Zegadłowicza górują trzy dostojne sosny, jakby żywcem wyjęte z japońskiej grafiki. 
Naszym celem jest las za jeziorem Głębokim, kierujemy się na ścieżkę rowerową biegnącą w stronę Pilchowa. 


Już na początku ścieżki czeka nas niespodzianka, tajemnicze skrzyżowanie bankomatu z parkomatem, które ( wg tabliczki ) ma wpłynąć na dostępność lasów miejskich. Niestety przydatność urządzenia jest nieznana ponieważ "infomat" nie działa. Dlaczego jednak nie działa w lesie zamiast nie działać przy skrzyżowaniu i zachęcać do spacerów, wydawać mapki czy cokolwiek innego ?


Pomijamy tę zagadkę i ruszamy dalej. Przejeżdżamy na drugą stronę ul. Zegadłowicza, podziwiamy piękną przedwojenną stację transformatorową i kierujemy się w ulicę Jaworową.


Moi współwycieczkowicze znowu zostawili mnie w tyle.


Co chwilę coś przyciąga moją uwagę. Tu sójka - nie wybrała się za morze, ale pozować też nie chciała.


Piękna i dostojna willa z półokrągłym wykuszem i balkonem.


Mały biały domek, z zadaszonym i przytulnym balkonem nad wejściem.


Ulica się kończy i łagodnie zmienia się w leśny dukt. 


Przeważają tu drzewa liściaste, zwłaszcza buki, całą ściółka i ścieżka usłane są bordowymi liśćmi. 


Trafiamy też na jodłowy, bardzo tajemniczy zagajnik. Znajdujemy parę prawdopodobnie lisich jam i zastanawiamy się jakie jeszcze tajemnicze stworzenia mogą tu zamieszkiwać.


Na zakończenie naszej wycieczki trafia nam się już chyba ostatni w tym sezonie podgrzybek.