piątek, 31 sierpnia 2012

Krytyczna Masa Kulturalna

Jak w każdy ostatni piątek miesiąca ogarnięci cyklozą szczecinianie spotkali się na Masie Krytycznej. Dzisiejsza była połączona z pierwszymi urodzinami szczecińskiego Inkubatora Kultury, trasa wiodła  szlakiem "Niezwykłych szczecinian i ich kamienic" - niestety nie było przewodnika i opowieści po drodze czym byłam trochę zawiedziona. Ogólnie sierpniowa masa była trochę przygaszona i mało hałaśliwa - może z braku megafonu, a może z powodu pogody, która do ostatniej chwili trzymała nas w niepewności.


Ludzi było jednak całkiem sporo i takim oto wesołym tłumkiem ruszyliśmy w miasto. Pod czujnym okiem Policji bezpiecznie przejechaliśmy Śródmieściem - przy przejeździe przez Bramę Potową uważnie obserwowałam łańcuch, ale damka nie miała zamiaru robić mi takich numerów jak Winora ( o co chodzi - tutaj ). Po ok. 7 km dotarliśmy do Szczecińskiego Inkubatora i rozpanoszyliśmy się w ogrodzie, czekało już na nas rozpalone ognisko i kiełbaski. 


Towarzystwo zgodnie rzuciło się na mięsiwo i do ogniska.


Pieczenie umilała nam Baltic Neopolis Orchestra, niestety wykazywaliśmy mało entuzjazmu w aplauzie, ale ręce mieliśmy zajęte :)


Pogoda się rozchmurzyła, a atmosfera zrobiła się iście piknikowa ...


Były nawet kocyki do rozłożenia się na zielonej trawce. Spędziliśmy bardzo miły wieczór. Ponieważ było nie bardzo zimno zrobiliśmy sobie przejażdżkę po mieście. 


Piękny zachód słońca konkuruje z reklamami.


Po chwili było już prawie ciemno, rowerów na mieście sporo nawet stojaki przed Kasakadą pełne.


Ostatni rzut oka na ciemniejące niebo i puste Jasne Błonia.

czwartek, 30 sierpnia 2012

O wyższości mieszczucha w mieście

Po ostatnich zachwytach nad trekingiem i wspaniałych wypadach za miasto przyszła pora na konfrontację z rzeczywistością : zakupy. 


Niby nic wielkiego, ale w transporcie torby pełnej zakupów w tym 1,5 l wody, dwóch krzaków i masy drobiazgów miejska damka wychodzi na prowadzenie. Dzisiaj zdecydowanie brakowało mi skrzyneczki na bagażniku - część zakupów wiozłam w torbie na ramieniu. Mieszczuch oprócz koszyka i zabezpieczenia przed wkręcaniem się sukienki w szprychy ma jeszcze jedną przewagę - pozycję. Siedzi się na nim jak na kanapie, kręgosłup prościutki - ręce na luzie, czyli ramiona gotowe do przyjęcia następnego bagażu :) Nie wspomnę o komforcie piątego punktu podparcia :)
Dwie spore doniczki z jałowcem przyjechały do domu w całości, choć ścieżki było mało, a chodniki dziurawe. Butelek nie pogubiłam i nic mi się nie wysypało.


Nie ma co ukrywać, że obuwie miałam wysoce profesjonalne :)


Nigdy nie byłam zwolenniczką posiadania więcej niż jednego roweru, ale teraz przyznaję się do zmiany zdania - obydwa rowery mają swoje zalety, każdy z nich spełnia inne zadania, a im więcej się jeździ bardziej się je docenia.
Podsumowując : mieszczuchy do miasta, trekingi za miasto !

wtorek, 28 sierpnia 2012

Miejskie przygody

O tym, że jazda w mieście może poważnie podnieść adrenalinę wie każdy rowerzysta korzystający z ulic. Nie każdemu jednak urywa się łańcuch na środku jednego z większych skrzyżowań w mieście. Nie chwaląc się, przydarzył mi się właśnie taki przypadek. Na skrzyżowaniu Wojska Polskiego i Krzywoustego, jechałam Wojska Polskiego od strony placu Zgody, zdążyłam ruszyć i rozpędzić się gdy usłyszałam ghrkg i ... jechałam już tylko siłą rozpędu. Dotoczyłam się do parkingu przy Kopernika, a łańcuch został na środku skrzyżowania.   Łańcuch ważna sprawa - zostawiłam więc niepełnosprawny rower i rzuciłam się na ratunek. Powiem jedno - przeżyłam, ale nigdy więcej.
Dotarłam do najbliższego sklepu rowerowego ( najstarszego w Szczecinie ) i tam też dotarła odsiecz ( mój mąż z pociechą ). Łańcuch został zaopatrzony w nową spinkę i skuty - i mam nadzieję, że to popamięta :)
Dziś nie mogłam sobie darować i wypróbowałam wytrzymałość w/w.
Wybrałam się w okolice ul. Potulickiej i natknęłam się na taki oto zagadkowy obiekt.


Stoi sobie i niszczeje, niebanalna forma - mógłby służyć na milion sposobów.


Tuż obok budynek wielorodzinny z lat 30-tych XX w., w niezłej formie z ciekawymi układami cegieł na elewacji.


Przy ul. Kaszubskiej pojedyncza kamienica z oficyną i ciekawie wyeksponowanym podwórkiem ( dawną studnią ).
A to już nowa Brama Portowa.




Nowa - betonowa. Budynki w tle jak areszty śledcze, zero zieleni. Królestwo asfaltu i spalin. 


Chwila oddechu przy moim ukochanym gołębiu. 
Łańcuch się trzyma, zaczyna padać pora wracać.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Nowe Warpno czyli w grupie raźniej


Wczoraj po raz pierwszy - dużo tych pierwszych razów ostatnio :) wzięliśmy udział w zorganizowanej wycieczce - dziękuję aktywistom z Rowerowego Szczecina za organizację, a w szczególności Siwobrodemu za poprowadzenie owieczek.
Wyruszyliśmy z Pogodna i z obawą spoglądaliśmy w niebo.


Przy pętli na Głębokim dołączyliśmy do grupy wesołych rowerzystów. Było nas ok. 40 osób w tym początkowo ( aż ) dwa osobniki płci żeńskiej. Po krótkiej zbiórce i odprawie jedziemy ścieżką w kierunku Pilchowa, tam pierwszy postój. 


Po chwili wyruszamy w kierunku Tanowa. W zadziwiający sposób mieścimy się na ścieżce, co więcej mijamy się bezproblemowo z rowerzystami jadącymi w stronę Szczecina - tu ponowne podziękowania dla kierownika wycieczki :) 


Nowy szyld na sklepiku w Tanowie - w zadziwiająco dobrym stylu !


Winora wśród innych jednośladów prezentowała się całkiem nieźle.
Z Tanowa jedziemy w stronę Dobieszczyna drogą nr 115. Asfalt w dobrym stanie i długa prosta  prowokuje kierowców do szybkiej jazdy, obawiałam się tego fragmentu - jak się okazało niesłusznie. Jechaliśmy obok siebie i wyprzedzanie tak dużej grupy rowerzystów wymagało od kierowców zwalniania i omijania nas "szerokim łukiem" :) 
Tempo równe i jak dla mnie szybkie 20 - 25 kmh.


Popas na strzelnicy w Dobieszczynie, trawnik udostępniło nam stowarzyszenie miłośników broni dawnej Grajcar z Polic. Na popasie w ruch idą nierozłączne batoniki :)
Najgorszy odcinek drogi przed nami - z Dobieszczyna jedziemy teoretycznie zamkniętą drogą w kierunku Nowego Warpna. Nawierzchnia dawniej asfaltowa, obecnie jest w stanie rozkładu - dziury, wypłukany asfalt, dziury i tak przez całe 11 km. Jedziemy dalej tempem ok. 20 kmh co poważnie daje się we znaki moim kolanom.
W końcu dojeżdżamy do drogi nr 114 i witamy tablicę Nowe Warpno - tylko tablicę bo do miasta jedziemy jeszcze ok. 4 km.


Przed nami Nowe Warpno. Festyn i targi ekonomii społecznej w parku miejskim. Jest także miła niespodzianka - jako uczestnicy rajdu (?) ze Szczecina zostajemy obdarowani darmowymi napojami. 
Miasteczko zmienia się na plus - widać unijne pieniądze - remonty nawierzchni, odnowione elewacje domków, dokończona budowa budynków wielorodzinnych, które latami straszyły na wjeździe do miasteczka.
Idziemy odetchnąć nad Zatokę Nowowarpieńską.




Z sentymentem oglądałam ogrody schodzące w stronę zatoki od rynku - ta część starego miasta była tematem mojej pracy dyplomowej cale lata świetlne temu.
Miejsce jest pełne uroku i potencjału.



Idziemy na mini molo - na nim rzeźba. Może to znak, że miasteczko odzyska dawną świetność ? Przed wojną było popularnym wśród szczecinian i nie tylko letniskiem, znanym głównie ze świeżych i wędzonych na miejscu ryb.



Panorama miasta z mola - w tle wieża kościelna na pierwszym planie wspomniane wcześniej ogrody.


Wyremontowany ratusz w pełnej krasie.
Wracamy na festyn po kolejną niespodziankę - darmowa wyżerka dla uczestników rajdu :)) Co prawda został dla nas tylko makaron z ogórkiem małosolnym ale było pysznie.
Rozstajemy się z uczestnikami naszej wycieczki - część pojechała do Pogrodzia, a inni jak się później okazało na rybkę do Trzebieży. My za podpowiedzią Siwobrodego postanowiliśmy wracać z wykorzystaniem ścieżek rowerowych naszych zachodnich sąsiadów.
Póki co musimy przeżyć przejazd po dziurach i dotrzeć do Dobieszczyna.
Tempo mamy znacznie wolniejsze. Mały odpoczynek po drodze, podczas gdy my leniuchujemy mija nas część naszej wycieczki jadąc do Szczecina.




Droga zamknięta, nikt tędy nie jeździ - skąd te śmieci !!!



Po czymś takim pokonaliśmy w sumie ok. 23 km. Wyjeżdżamy na drogę nr 115 i tym razem skręcamy w prawo w stronę granicy. Po ok. 3 km wjeżdżamy na ścieżkę.


Ścieżką jedziemy do Glashutte, dalej Grunhof - niestety nie znaleźliśmy szlaku, który odbija bezpośrednio do Pampow i nadłożyliśmy ok. 5 km. Przed Pampow wzniesienie, które po ciężkim dniu dało nam mocno w kość. Za to widoki przepiękne.




Pięknie i jesiennie. 


Ostatni tego dnia batonik i w drogę - przed nami Pampow, Blankensee, Buk, Dobra, Wołczkowo i do domu :)

W sumie przejechaliśmy ok. 100 km !!!



piątek, 24 sierpnia 2012

zaproszenie

Króciutko. W sobotę o 10.00 z Placu Lotników wyrusza wycieczka do Nowego Warpna. Wyprawę organizuje m.in. Rowerowy Szczecin. Planujemy dołączyć na Głębokim przy pętli tramwajowej. Zapraszam !!!





wtorek, 21 sierpnia 2012

Upalna niedziela

W przedostatnią sierpniową niedzielę wybraliśmy się na leniwą przejażdżkę szlakiem "Kościołów Wiejskich" biegnącym wzdłuż granicy i po terenach rolniczych na południowy zachód od Szczecina. Miało być sielsko, a wyszło jak zwykle - czyli przygoda ekstremalna.
Szlak rozpoczyna się w miejscowości Przylep, my rozpoczęliśmy jazdę po jego trasie w miejscowości Kurów. Jedziemy asfaltową drogą, która czasy świetności ma już dawno za sobą. 
W Kurowie jak na wyżej wspomniany szlak przystało żadnego kościoła nie ma, jest za to szpaler starodrzewu dający bardzo przyjemny cień. Dojeżdżamy do Siadła Dolnego i pierwsza odważna decyzja : jedziemy stromym zjazdem w kierunku Odry, początkowo asfalt, potem jednak nawierzchnia zmienia się w szutrową i dalej w prawdziwe "kocie łby" czyli bruk w wydaniu wiejskim. 


Przepiękne wiejskie domy zadziwiająco mało zeszpecone. Kościołów ani śladu.


Skoro zjechało się w dół należy wjechać po górę.
Potem znowu ostro w dół i tym razem widok jest naprawdę zaskakujący.



Tuż przy brzegu Odry Zachodniej pięknie wystrzyżona trawa, pomosty ( można dopłynąć tu kajakiem z pobliskiego Dziewoklicza ) i nawet pierogi domowe dla głodomorów. 



Klimat letniska, szmer rzeki i piękne widoki na rozlewiska - istna sielanka. Nie mogliśmy się oprzeć, żeby chwilę odpocząć od narastającego upału. Gdybyśmy wiedzieli co nas czeka ...
Ruszamy dalej i jedziemy brukowaną drogą, aż do końca - przynajmniej dla samochodów. Robi się dziwnie droga zamienia się w szerszą ścieżkę, no ale to w końcu szlak rowerowy. Niestety ścieżka kończy się leśnym duktem o przewyższeniu ok. 50 m - jak dla mnie prawie pionowo w górę. Jesteśmy twardzi i podejmujemy próbę zdobycia pagóra - po wykorzystaniu wszystkich możliwych przerzutek i wypluciu płuc zdobywamy szczyt i padamy w pobliskie chaszcze.
Po odzyskaniu równowagi i uzupełnieniu płynów postanawiamy skrócić drogę i przeciąć drogę nr 13 prowadzącą do Kołbaskowa i dojechać bezpośrednio do Smolęcina. Na mapie nie jest to szlak, ale droga lokalna, jedziemy więc pewnie dalej. Przecinamy drogę nr 13, mijamy gospodarstwo agroturystyczne w Smętowicach i o zgrozo przed nami znak "ślepa ulica". Konsultujemy się z ludnością miejscową i co się okazuje - droga owszem dochodzi do torów, ale żeby przedostać się na drugą stroną należy zsunąć się 10 m w dół przejść przez tory i wdrapać się na 10 m ... Podejmujemy drugą odważną decyzję i rzucamy się w dół, a potem tarabanimy się pod górę. Oczywiście po drugiej stronie jak gdyby nigdy nic jest brukowana droga ...


Smolęcin. Roztrzęsieni jazdą po bruku odpoczywamy pod rosochatą wierzbą na rozstajnych drogach. Brakuje tylko diabła Rokity.


Diabła nie ma, są za to ruiny kamiennego kościoła. Co najdziwniejsze popadł on w taką ruinę po II wojnie światowej ... Ktoś mu pomógł ? 



Pierwszy kościół znajdujemy w miejscowości Barnisław, granitowy z XIII w. nieprzebudowany - piękny. Panowie odpoczywający w cieniu przy kościelnym murze informują nas jak wejść na teren kościelny. Sam kościół jest zamknięty, ale podglądamy trochę przez dziurkę od klucza.


W miejscowości Bobolin kościół opisany jako XV wieczny. Niestety zniszczony w czasie II wojny i poddany renowacji w latach 80-tych XX w. nie ma uroku. Ciekawą historię opisuje tablica przy kościele : Bobolin był w XIV w.własnością rycerzy i zamieszkiwali go między innymi komornicy ... zamożność dawnych mieszkańców można jeszcze odnaleźć w istniejącej zabudowie. 


Upał niemiłosierny. Bociany usiłują złapać oddech. 


Za Bobolinem kończy się szlak "Kościołów Wiejskich", zaczyna się szlak "Parków i Pomników Przyrody". Jedziemy dalej w kierunku miejscowości Kościno malowniczą drogą między polami, mijamy jeziorko bez nazwy.


Przejeżdżamy pod wiaduktem w szczerym polu.
Dalej kierujemy się w kierunku Dołuj - przed nami ostatnie wyzwanie wjazd na wzniesienie, na którym leżą Skarbimierzyce. Dalej już tylko z górki.