czwartek, 25 lipca 2013

Złodziej rowerów w Szczecinie

Niestety dotknęło nas osobiście to co dotyka wielu rowerzystów. Skradziono nam rower:

Czarny KROSS TRANS CONTINENTAL 28' czarne błotniki srebrny bagażnik skradziony dziś 14-15 z przed SDS na którym jest monitoring. Zgłoszony na policję.

Z monitoringu wynika, że gnojkiem który to zrobił jest facet który kradnie w naszym mieście nie od dziś - może w końcu uda się go złapać.

Cóż póki co to koniec.

niedziela, 21 lipca 2013

Miejska plaża.

Upał w mieście. Kto może ucieka nad wodę. Niestety od dłuższego czasu Szczecinianie są skutecznie pozbawiani możliwości kąpieli na świeżym powietrzu. Tego lata dla 400 tysięcy mieszkańców miasto przygotowało trzy (!) kąpieliska. Wszystkie nad naturalnymi akwenami, których czystość jest wątpliwa - ale może lepiej nie narzekać bo za rok i tego nie będzie.


Dzisiaj wybieramy najdalej - licząc od naszego Pogodna - położone kąpielisko - miejską plażę nad jeziorem Dąbie. Do pokonania mamy ok. 17 km w upale i po raz pierwszy trasę nieprzyjaznej ścieżki rowerowej pokonamy rodzinnie.


Humory dopisują i po szczegółowych zapewnieniach o wytrzymałości konstrukcji Trasy Zamkowej pod obciążeniem trzech rowerzystów ruszamy dalej. 


Z zazdrością obserwujemy kajakarzy korzystających z nadrzecznego chłodu.
Dotarcie do celu zajęło nam ponad godzinę - tempo spacerowe, z przerwami na uzupełnianie płynów. 


Przed wejściem na teren plaży kolejka, widok jednak warty oczekiwania.


Plaża jest mała, ale bardzo przyjemna. Co jest jednak ważniejsze plażowicze zachowują się w sposób nie uprzykrzający pobytu innym. Obok naszego grajdołka wesoła grupa świętowała urodziny - z widocznym powyżej prowiantem, w skład którego wchodziły jajka, kurczak, pomidory i ogórki ( zupełnie jak 20 lat temu ). Kocyk obok świeżo upieczony tata czyta tę samą książkę, którą i ja zabrałam ze sobą. Niemodne i bardzo miłe miejsce.
Woda niestety jest mętna, ale miejsce do kąpieli jest wyznaczone i strzeżone przez ratownika. 


Można grać siatkówkę wzbijając pył ponad opalających się.
Piasek na plaży jest niezbyt przyjemny, gruboziarnisty i trochę brudzi.


W każdej chwili można skorzystać z zimnego prysznica.
Infrastruktura przy plaży pamięta lata 80-te, jest jednak czysta i wyposażona we wszystko co niezbędne. Jednocześnie dla osób z pokolenia lat 70-tych przywołuje najlepsze wakacyjne wspomnienia.


Jedynym minusem plaży nad jeziorem jest brak odświeżającej chłodnej bryzy. W godzinach popołudniowych, kiedy cała plaża jest nasłoneczniona temperatura jest naprawdę wysoka.
Czas na odwrót.


Rowery czekały spokojnie w cieniu. Niestety na terenie kąpieliska jest tylko jeden stojak rowerowy. Jednoślady przypięte są więc wszędzie gdzie się da.


Popołudniowy skwar nie jest straszny dźwigom portowym, które wytrwale pracują nie zważając na temperaturę.


My jesteśmy w stanie zatrzymywać się tylko w cieniu.


Najtrudniejszy odcinek trasy do mocno nasłoneczniona ścieżka wzdłuż ulicy Gdańskiej. Po dotarciu do miasta jesteśmy naprawdę zmęczeni. Na domiar złego skończyła nam się woda.


Po drodze ratujemy się Saturowerem czyli wodą z sokiem i przepyszną gazowana Yerba Mate z nowego rowerowego wehikułu, który serwuje zimne napoje i przekąski.


Saturower to nowy pomysł Pana Kawki z Caferower. Pomysł bardzo trafiony i ratujący życie spragnionym rowerzystom.

sobota, 20 lipca 2013

Rajd dla polskich hospicjów cz.2

Nieustannie trzymam kciuki za bohaterów rajdu - mimo zmęczenia jadą naprzód i po przejechaniu 840 km dotarli nad Bałtyk.


Jak sami piszą na rajdowym blogu nieustannie spotykają się z pozytywnymi reakcjami ze strony spotkanych na trasie osób w tym mijających peleton kierowców. 

Na szczególną uwagę zasługuje jedna jedyna rowerzystka jadąca w sandałach. Nazwana przez współuczestników "sandalistką" - tą osobą jest oczywiście Ewa :) Nie zważając na zmienne warunki pogodowe wytrwale pedałuje w odkrytych stopach. Bardzo jej w tym kibicuję, ponieważ sama jestem zwolenniczką jazdy rowerowej w sandałach.

Mimo zmęczonych mięśni i obolałego piątego punktu podparcia cała grupa wraz z naszą Ewą daje dzielnie radę. Na każdym z rajdowych przystanków znajdują się hospicja, dla których każda forma pomocy jest na wagę złota. Fundacja babci Aliny przekazuje w większości sprzęt rehabilitacyjny i wspomagający osoby chore. 


Wdzięczność osób potrzebujących jest bezcenna. Obserwując działania fundacji poprzez ręce ( i nogi ) rowerzystów serce rośnie i wraca wiara w człowieczeństwo.

Do pokonania pozostało "zaledwie" 222 km - dwa etapy: Sianów-Lębork i Lębork-Gdańsk. Zmęczenie uczestników jest już duże i mocno potrzebują wsparcia. Szkoda, że meta rajdu nie znajduje się w Szczecinie - chętnie powitałabym peleton z transparentem "Witamy wielkie serca i umęczone mięśnie" :)

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rajd przez Polskę dla polskich hospicjów

W sobotę 13 lipca wyruszyli na szlak uczestnicy rowerowego rajdu przez Polskę dla polskich hospicjów. Wśród bohaterskiej grupy jest jedna jedyna szczecinianka Ewa !


Po podróży koleją na drugi koniec naszego kraju - Ewa dotarła do Bielska Białej gdzie znajdował start rajdu.

A tak pisze sama Ewa o początkach rajdu:

Po śniadaniu wyruszyliśmy spod hotelu, przez Bielsko do nowo budowanego Stacjonarnego Hospicjum im. Jana Pawła II. Od Fundacji Salwatoriańskie Stowarzyszenie Hospicyjne otrzymało czek na kwotę 5000 zł (który będzie przeznaczony na wyposażenie dla tego stacjonarnego hospicjum) oraz figurkę Jana Pawła II. Później zostaliśmy ugoszczeni przez Hospicjum Św. Kamila, które otrzymało zestaw do mycia głowy. Po konferencji prasowej i oficjalnym starcie, przejechaliśmy do Żywca.
W Żywcu ponownie zostaliśmy bardzo serdecznie powitani przez osoby prowadzące hospicjum. Ciepła strawa była jak zbawienie! Zarząd Fundacji i dwóch rowerzystów oficjalnie przekazali dary: dwa zestawy do mycia głowy, koncentrator tlenu oraz pięć materacy przeciwodleżynowych.
Z Żywca udaliśmy się do miejscowości Zator. Trasa piękna, gdyby nie deszcz byłaby jeszcze piękniejsza :o)
Dzień pełen emocji (staram się być twarda, ale dwa razy popłynęły mi łzy…). Czasami tak niewiele potrzeba, aby pomóc innym… Dobrze, że są jeszcze takie osoby, jak rodzina Holendrów, które mają serce na właściwym miejscu i potrafią zachęcić do pomocy innych :o)
Osoby, które prowadzą hospicja codziennie pomagają najbardziej potrzebującym i potrafią docenić to, co robi dla nich Fundacja Babci Aliny i uczestnicy rajdu, którzy decydują spędzić urlop, jadąc na rowerze, aby zebrać fundusze dla podopiecznych polskich hospicjów.

Dzień pierwszy:  Bielsko-Biała - Zator 87 km
Dzień drugi: Zator - Morsko - 120 km
Dzień trzeci: Zawiercie- Pabianice 143 km
Uff ... a to dopiero początek. Trzymamy kciuki za wszystkich bohaterów ale szczególnie kibicujemy Ewie !

Relacje poszczególnych uczestników z kolejnych dni rajdu można znaleźć na oficjalnym blogu: http://www.alinafoundation.org/blog.html







niedziela, 14 lipca 2013

Przez łąki przez pola ...

Dziś wycieczka trasą, którą kiedyś już pokonaliśmy - przez Gumieńce w kierunku Bobolina do niebieskiego szlaku granicznego im. A. Marcinkowskiego. Tym razem jedziemy z Ewą w ramach treningu przed Rajdem przez Polskę dla polskich hospicjów organizowanego przez Fundację Babci Aliny. Nie da się ukryć, że tempo mamy wycieczkowe, trasę po części terenową a oznakowanie szlaku sprzyja jeździe przełajowej.


Lato w pełni. Już po sianokosach, bociany na łowach i tylko alergicy cierpią.


Ewa testuje flagę przygotowaną na rajd z emblematami firm, które objęły patronat lub wspomogły szczytny cel.


Przed Bobolinem skręcamy w prawo i dalej prowadzi nas niczym nieoznakowany niebieski szlak - dla niewtajemniczonych tuż za rozjazdem Bobolin-Schwennenz należy skręcić w prawo w polną drogę tuż za miedzą zarośniętą krzewami dzikich róży.


Po chwili dojeżdżamy do małego jeziora na którego wodach stacjonują kormorany.


Szlak prowadzi - tak nam się wydaje - malowniczą polną drogą. 


A na szlaku rower Ewy już przygotowany do rajdu.


Droga prowadzi pod wiaduktem - jest oznakowanie szlaku ! -kolejowa trasa ze Szczecina w kierunku Loknitz. Zadziwiający element - wiadukt w szczerym polu, być może dawniej łączył ze sobą wsie Bobolin i Kościno - dzisiaj obsługuje zapomniany szlak turystyczny. 


W drodze do Kościna przerwa na degustację miejscowych specjałów - niestety nie są to papierówki trzeba jeszcze trochę poczekać.


Kościno to drugie po Nowym Warpnie miejsce gdzie kończy się świat. Szosa pokryta asfaltem w oględnie mówiąc kiepskim stanie prowadzi z miejscowości Dołuje i kończy się placykiem, do którego doprowadza nas niebieski szlak. 
Niestety gubimy szlak po raz pierwszy i prowadzeni przez majestatyczny szpaler dębów jedziemy w kierunku Dołuj.


Na wjeździe do Dołuj wita nas olbrzymia wierzba, mocno przycięta pokryła się mnóstwem drobnych gałązek co z daleka robi wrażenie mchu albo porostu.
Chcąc powrócić na niebieski szlak jedziemy do Wąwelnicy - wioski w której hala produkcyjna pożarła zabytkowy kościół - kto nie wierzy niech sam zobaczy. 


Z Wąwelnicy wyjeżdżamy na południe, niestety nie jest nam dane powrócić na oznakowane szlaki i znowu jesteśmy w polu.


Po okrążeniu pobliskiego jeziorka i wjeździe trzy razy pod tę samą górę poddajemy się i przeprowadzamy rowery w kierunku pobliskiej szosy.
Mamy zdecydowanie dosyć błąkania się po polach - asfaltem jedziemy do znajomej "Zjawy" na kawę i przepyszne domowe ciasto.


Wracamy do domu przez Pilchowo gdzie odbijamy ze ścieżki rowerowej i zwiedzamy zachodnią część miejscowości z przedwojennymi budynkami mieszkalnymi ...


... i elegancki modernistyczny budynek ujęcia wody w Pilchowie. 


Przed wejściem oczko wodne i fontanna z elementów nawiązujących do funkcji wewnątrz budynku.


Na zakończenie naszej wycieczki tajemniczy płot przed jedną z posesji w Pilchowie - na tyle tajemniczy, że nie byliśmy w stanie dostrzec tego co się za nim znajduje.




piątek, 12 lipca 2013

Jezioro Kiessee

Sobota, bezchmurne niebo ...


Jak można w taki dzień zostać w mieście ? Należy poddać się nałogowi cyklozy i ruszać w świat. Dzisiaj zwiad w kierunku miejscowości Krugsdorf położonej nad czystym i malowniczym jeziorem Kiessee.
Wyjeżdżamy ze Szczecina najgorszym z możliwych przejazdów w kierunku przejścia granicznego w Lubieszynie. Podjazd pod wzniesienie, na którym leżą Skarbimierzyce powoduje, że człowiek jest zmęczony zanim jeszcze zacznie wycieczkę. 
Dajemy jednak radę i wjeżdżamy na bardzo pagórkowatą ścieżkę rowerową prowadzącą w kierunku miejscowości Bismark i dalej do Plowen - dzisiejsza wyprawa obfituje w strome zjazdy i podjazdy. 


W Plowen przy Dorfstrasse piękna wystawa pojemników na odpadki: od prawej szkło białe, szkło zielone, szkło brązowe, plastik i papier ... i jak widać na załączonym obrazku problemu z wywozem nie ma.


Z Plowen kierujemy się do Boock, przejazd wąziutką asfaltową drogą przez lasy sosnowe. Przed wsią charakterystyczny korpus dawnego wiatraka, dzisiaj stojący na terenie zakładu opieki nad chorymi i upośledzonymi umysłowo.
Za Boock las z zakazem wstępu, zgodnie z informacją ze składami amunicji. Jak to u naszych sąsiadów, zakaz musi być przestrzegany bo w lesie roi się od wszelkiego ptactwa i zwierza.


Szeroka betonowa droga pamięta przejazd nie jednego czołgu bratniej armii.


Rothenklempenow miało być jedną z mijanych miejscowości, zaintrygowała nas jednak tynkowana na biało kościelna wieża - nietypowa dla kamiennych i drewnianych dawnego Księstwa Pomorskiego. 


Nie pomyliliśmy się Rothenklempenow okazało się jednym z najlepiej zachowanych założeń folwarcznych na Pomorzu. 


Nad założeniem króluje elegancka barokowa wieża barokowego kościoła - niestety obecnie w remoncie.


Aleja prowadząca do dawnej posiadłości obsadzona lipami.


Posiadłość rodu von Eickstedt, dwa okazałe budynki obecnie wykorzystywane jako przedszkole i pensjonat z restauracją.


Nie mogłam się oprzeć: stare-nowe założenie. Szacunek dla tradycji i ukłon w stronę współczesnych użytkowników: zabytkowa nawierzchnia i ułatwienie dla wózków i rowerów.


Zakończenie założenia stanowi wieża więzienna, jedyny pozostały fragment XIII w. zamku.


Ale za to z arcyciekawą inskrypcją ...


W drodze powrotnej rzut oka na ciekawie przeszklone lukarny.
Po niezaplanowanym zwiedzaniu wracamy na wcześniej ustalony szlak. Zmierzamy w kierunku doliny rzeki Randow.


Na nizinnych terenach położona jest urocza miejscowość Dorotheenwalde - prawdopodobnie na cześć fundatorki kościoła w Rothenklempenow. 


Jak widać mieszkańcy należą do odważnych przy wyborze koloru elewacji.


Rzeka Randow. Przeprawa odbywa się drewnianym mostem z jednym pasem ruchu, ograniczenie prękości do 10 km/h i wszędzie informacje o braku odśnieżania. Ciekawie to musi wyglądać w czasie srogiej zimy. 


W końcu docieramy do miejscowości Krugsdorf i kierujemy się w stronę jeziora. Nad całym akwenem znajdują się piaszczyste plaże, a woda jest rzeczywiście czysta.


Wystarczy wejść po kolana żeby przekonać się o obecności paru gatunków ryb, dały się też zauważyć pancerze porzucone przez raki.
Na plaży jesteśmy sami, pobliski camping jeszcze śpi - jest już wczesne sobotnie przedpołudnie, a wokoło żywej duszy. Dopiero po godzinie 14 powoli zaczynają zbierać się plażowicze i wędkarze. My już wracamy.


W drodze powrotnej na jednym z podjazdów stan licznika zaokrąglił się do tysiąca kilometrów. Uwieczniłam ten moment, czego potem żałowałam nie mogąc ruszyć pod górę :)