Nieustannie trzymam kciuki za bohaterów rajdu - mimo zmęczenia jadą naprzód i po przejechaniu 840 km dotarli nad Bałtyk.
Jak sami piszą na rajdowym blogu nieustannie spotykają się z pozytywnymi reakcjami ze strony spotkanych na trasie osób w tym mijających peleton kierowców.
Na szczególną uwagę zasługuje jedna jedyna rowerzystka jadąca w sandałach. Nazwana przez współuczestników "sandalistką" - tą osobą jest oczywiście Ewa :) Nie zważając na zmienne warunki pogodowe wytrwale pedałuje w odkrytych stopach. Bardzo jej w tym kibicuję, ponieważ sama jestem zwolenniczką jazdy rowerowej w sandałach.
Na szczególną uwagę zasługuje jedna jedyna rowerzystka jadąca w sandałach. Nazwana przez współuczestników "sandalistką" - tą osobą jest oczywiście Ewa :) Nie zważając na zmienne warunki pogodowe wytrwale pedałuje w odkrytych stopach. Bardzo jej w tym kibicuję, ponieważ sama jestem zwolenniczką jazdy rowerowej w sandałach.
Mimo zmęczonych mięśni i obolałego piątego punktu podparcia cała grupa wraz z naszą Ewą daje dzielnie radę. Na każdym z rajdowych przystanków znajdują się hospicja, dla których każda forma pomocy jest na wagę złota. Fundacja babci Aliny przekazuje w większości sprzęt rehabilitacyjny i wspomagający osoby chore.
Wdzięczność osób potrzebujących jest bezcenna. Obserwując działania fundacji poprzez ręce ( i nogi ) rowerzystów serce rośnie i wraca wiara w człowieczeństwo.
Do pokonania pozostało "zaledwie" 222 km - dwa etapy: Sianów-Lębork i Lębork-Gdańsk. Zmęczenie uczestników jest już duże i mocno potrzebują wsparcia. Szkoda, że meta rajdu nie znajduje się w Szczecinie - chętnie powitałabym peleton z transparentem "Witamy wielkie serca i umęczone mięśnie" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz