niedziela, 28 czerwca 2015

miasto portowe


Pierwszy weekend wakacji. Pełne zachmurzenie, mżawka i 15 stopni - kiedy nie wieje.


W walce pomiędzy kocem i książką, a chęcią poznania tajemnic naszego miasta - zwycięża to drugie. Z niesmakiem ubieramy się jak w kwietniu, a nie czerwcu i ruszamy na miejsce startu kolejnej wycieczki organizowanej przez "Rowerowe podróże małe i DUŻE". Kusi nas dzisiejszy wyjazd pod hasłem "Port i Łasztownia", a szczególnie możliwość wjazdu na tereny, które na co dzień są niedostępne dla osób postronnych.


Na teren portu wjeżdżamy mijając portową kantynę z ciekawym szyldem i tajemniczą rzeźbą przed wejściem.


Ruszamy w głąb terenów portowych eskortowani przez policję i straż portową.


Mijamy olbrzymi magazyn portowy ubrany w charakterystyczną dla XIX w. Szczecina architekturę. Magazyn do dziś pełni swoją rolę, a architektura wciąż dodaje mu elegancji.


Łasztownia odsłania oblicze miasta zawsze związanego z rzeką, co współcześni mieszkańcy dopiero odkrywają. Lata zamknięcia terenów portowych początkowo przez Rosjan, a potem jako obiektu strategicznego sprawiły, że to miejsce dla przeciętnego szczecinianina wciąż okryte jest tajemnicą.


Zapomniane oblicze Szczecina.


Im dłużej jednak jesteśmy nad wodą robi się coraz bardziej zimno i zadajemy sobie pytanie - dlaczego nikt nie pomyślał o rękawiczkach?


Jedziemy w kierunku elewatora Ewa, po drodze mijamy przeróżne środki komunikacji, niekoniecznie będące na swoich miejscach.


Jednak tuż przy samym elewatorze okazało się że widok na las dźwigów zapiera dech w piersiach ...


 ... a Wały Chrobrego w oprawie stalowych smoków okazują się mieć zupełnie inny charakter. 


Ile w końcu jest tych wysp?

 Chwila dla fotoreportera - czyli każdy chce mieć swoją pocztówkę.


W wycieczce biorą udział również tandemy z "Niewidomi na tandemach" z niezawodnym Siwobrodym.


Kolejny przystanek nabrzeże gdzie cumuje THPV Bembridge i okazja do poznania wizji młodych architektów na przyszłość terenów portowych. 


Dla mnie jednak największą atrakcją dzisiejszego dnia była możliwość zwiedzania budynku dawnej maszynowni, która mieściła maszyny parowe napędzające portowe dźwigi. Dostojna bryła z dwoma wieżyczkami i charakterystycznym kominem kryła w sobie czysto użyteczne funkcje.


O ile elewacja robi wrażenie, to wnętrze zaskakuje - dbałość o detal i kompozycję hali, która służyła za maszynownię dziś jest nie do pomyślenia. I nie chodzi tu o modernistyczny wstręt do detali, a o dbałość o każdy szczegół i aspekt architektury.


Ozdobne konsole dziś sąsiadują z rampami ustawianymi na potrzeby przedstawień realizowanych w ramach zbliżającego się festiwalu Spoiwa Kultury.


Ogromna rozeta u nasady komina maszynowni. 


Scena dla przewodnika.


Zmarznięci rejterujemy z zakończenia na wolnym powietrzu.
Dziękujemy za kolejna ciekawą wyprawę po naszym wciąż nie poznanym mieście.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

święto cykliczne 2015


To już szóste szczecińskie, a nasze czwarte Święto cykliczne czyli największy szczeciński przejazd rowerowy. W tym roku pod patronatem wieszcza Adama.


Już tradycyjnie atrakcją dla uczestników jest szansa wygrania roweru - w tym roku klasycznej damki. Każda z numerowanych szprychówek to jeden los na rowerowej loterii.


Pogoda nie rozpieszcza, po chłodnym i deszczowym poranku szczególnym zainteresowaniem cieszy się kawa wprost z rowerowego ekspresu Caferower.


Były też kolorowe słodycze ...


... i bajeczna sceneria.


Wśród rowerowego towarzystwa, było nie było przygotowującego się do miejskiego przejazdu, brakowało rowerzystów miejskich. Większość uczestników w strojach sportowych przygotowana była jak gdyby do dalszej wyprawy. O ile rowerzyści przyjeżdżający do Szczecina z okolicznych miejscowości, byli ubrani po prostu odpowiednio, o tyle miejscowych rowerzystów w "cywilu" było jak na lekarstwo.
Tak więc tym razem starałam się wyłowić z morza uczestników tych, co z miastem są za pan brat.


Tłum formuje się w peleton i odbiera szprychówki.


W zdecydowanej przewadze były rowery typu cruiser. Ten seledynowy miał wyjątkowo  gęsto zaplecione szprychy co w trakcie jazdy dawało bardzo ciekawy efekt.


Były składaki o wyjątkowo małych kołach - dawały radę.


Klasyczne damki w decydowanej mniejszości - czy to moda czy przyczyną było czekające nas spore wzniesienie?


Sakwy są ważne i dobrze gdy kolorystycznie dopełniają strój rowerzysty.


Przedsmak wzniesienia - ul. Szczanieckiej.


Prawdziwy mieszczuch byle wzniesień się nie boi. Jak dziwnie prowadzona jest ta linka do przerzutki ...


Przed nami ul. Wilcza. W normalnym ruchu nie ma tu szans na jazdę rowerem.


Cruiser w kwiatki,


czarny ...


... i znowu w kwiatki.


Żółty rower i tyle radości :)


Biało-bordowy daje radę.


Przystanek przed zjazdem, w oczekiwaniu na ogon peletonu.


Jak daleko da się zajechać wiekowym składakiem.


Można śmigać miejskimi ulicami ...  


... ale tylko gdy jest się stąd. Goście zza zachodniej granicy wyposażeni profesjonalnie, za nimi i przed nimi kawał drogi.


Rowery i tramwaje. Emisja spalin 0.


W śródmieściu aż gęsto od rowerów.


Każdy sposób jest dobry, tylko niektóre są mniej wygodne.


Aleja fontann w oblężeniu.


Ostre koło.


Złoty jest dobrym kolorem na rower.


I tym fioletowo-białym, zdecydowanie czekoladowym akcentem ogłaszam VI szczecińskie święto cykliczne za zakończone. Do zobaczenia za rok, więcej luzu i mniej spiny :)