niedziela, 18 listopada 2012

Pocztówka z Rieth

Zgodnie z naszym wcześniejszym pomysłem jeszcze tej jesieni wracamy do Rieth.  


Temperatura waha się ok. + 5 stopni, niestety początkujący rowerzyści ubrali się za ciepło, zatrzymujemy się , zdejmujemy kurtki i popijamy herbatę z termosu.  
Lżejsi na plecach i z obciążonymi bagażnikami ruszamy w kierunku Hintersee i wjeżdżamy na mój ulubiony szlak prowadzący po dawnym nasypie kolejki wąskotorowej. 


Na początek budynek dawnej stacji Hintersee.


I tablica informacyjna dotycząca tego i innych pobliskich szlaków turystycznych. W dwóch językach polskim  i niemieckim.


Na końcu tej romantycznej ścieżki czeka na nas Rieth.
Jesteśmy już trochę zmarznięci i zmęczeni liczymy więc na dobrą kawę i pyszne ciastko.


Jesteśmy. Przy ulicy zamkowej oglądamy XVIII w. kościół w otoczeniu mało niemieckich wierzb.


Po drugiej stronie ulicy znajdujemy taką perełkę nowoczesnej architektury. Dom stoi na parceli bez ogrodzenia, w oknach nie ma firanek, a wokół żywego ducha. Dlaczego po tej stronie granicy jest to możliwe, a kilometr dalej ( w linii prostej ) mamy budowane na cygańską modłę, pomalowane na pomarańczowo ogrodzone zasiekami koszmarki ?


Na rozwidleniu ulic zwrócił naszą uwagę dom o tradycjach handlowych - co widać po wielokrotnie malowanych szyldach nad narożnikiem. Dawne wejście zostało zamurowane - na jego miejscu pojawiło się okno a nie ślepa ściana jak to zwykle bywa po naszej stronie granicy.


W bocznym wejściu do domu zachowała się ciekawa klamka - czy to smok chroniący domostwo, czy wodny stwór wskazujący na handlarza ryb ?
Docieramy do - zgodnie z drogowskazami - portu. 


Może i port to za dużo powiedziane, ale zagospodarowanie i wyposażenie zdecydowanie wygrywa z naszą o wiele większą mariną w Trzebieży. Jest zaplecze sanitarne - wc i prysznice,


jest gdzie usiąść pod dachem,


nawet gdzie się położyć i podziwiać widoki na jezioro Nowowarpieńskie.


Szaro-szare jezioro i kontury ruin na wyspie Riether Werder. W tle sylwetka nowowarpieńskiego kościoła.


Przy nabrzeżu cumuje tajemnicza konstrukcja. Po lekturze tablicy informacyjnej dotyczącej wyspy Riether Werder dowiadujemy się, że tym promem podróżują ... krowy na wyspiarskie pastwiska.

Poważnie zmarznięci wracamy do centrum po drodze podziwiając domy do wynajęcia - raz w wyremontowanych zabudowaniach gospodarskich, 


innym razem w nowo powstałych drewnianych domach pięknie wkomponowanych w istniejącą zabudowę i obsadzonych zielenią.


Zdarzają się jeszcze niewykorzystane zabudowania gospodarcze pełne tajemniczego uroku.



W starej szkole funkcjonuje pensjonat, a na okolicznej posesji pole namiotowe.


Na zakończenie docieramy do kawiarenki i ...


... okazuje się, że po sezonie godziny otwarcia są okrojone i mam wątpliwości czy w listopadową sobotę lokal w ogóle funkcjonuje.  


Zostaje nam herbata w termosie i ostatni batonik. 
Następna próba zdobycia Rieth za rok !



3 komentarze:

  1. Gratulacje! Ale na plażę nie dotarliście? :-) Stamtąd też fajny widok.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byliśmy już tak zmarznięci, że nie dojechaliśmy też do końca Grenzstrasse - chciałam zobaczyć czy jest przejazd na naszą stronę granicy. Nie napisałam jeszcze o kotach, które zaczepiały nas po drodze - nie robiłam im zdjęć bo ręce mi zgrabiały :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest przejazd ale nie po asfalcie. Dojeżdżacie do końca drogi asfaltowej a potem ścieżką wzdłuż rzeczki granicznej do dawnego mostu kolejowego.
    Byliśmy tam w wakacje:
    http://fotostrony.blogspot.com/2012/08/zadnych-granic.html

    OdpowiedzUsuń