Maj wita nas słonecznym i rześkim porankiem, kwitnące forsycje i magnolie kontrastują z nagimi konarami dębów węgierskich rosnących wzdłuż al. Wojska Polskiego.
Wyjeżdżamy z Głębokiego i zaliczamy pierwszy postój - mamo, jeść !
Ponieważ głód się udziela - niestety - zjadamy po porcji 400 kalorii i przez resztę wycieczki z niepokojem zerkam na licznik - spalę czy nie spalę ...
Spokojnym, ale wcale nie ślimaczym tempem dojeżdżamy do Bartoszewa. Rowery odpoczywają w cieniu, a my na spacer. Nad jeziorem mimo chłodu sporo ludzi, grille i ogniska, wszyscy spragnieni ciepła i wiosny.
Niestety nad samym jeziorem jest dość chłodno, a my nie jesteśmy wyposażeni w koce - przenosimy się w cieplejsze miejsce.
W zacisznym ogródku gospody "Uroczysko" zajmujemy jeden z bardziej nasłonecznionych stolików.
Rodzina trzyma się razem.
Przy kawie i lodach mieliśmy sympatyczne towarzystwo miejscowego kocurka. Brudny był nieziemsko, na łapach i brzuszku były widoczne ślady po zabiegu - więc posiadał jakiegoś właściciela. Polubił nas najwyraźniej bo bez pardonu ładował się na kolana mimo że nie mieliśmy nic do jedzenia.
Powrót zaplanowaliśmy okrężną drogą. Pojechaliśmy przez las w stronę Tanowa i tamże włączyliśmy się do ścieżki rowerowej w kierunku miasta.
Piękne stare domy i atmosfera letniska na tyłach miejscowości, która wzdłuż drogi do Polic nie jest zbyt atrakcyjna - z każdym takim drobnym odkryciem utwierdzam się w przekonaniu, że rower jest najlepszym przyjacielem powsinogi, wędrowcy i ... blogera :)
Po południu odpoczynek przy pysznej kawie w wersji idealnej na upały: mocna kawa lub espresso jeśli ktoś posiada ekspres ciśnieniowy, woda gazowana, cukier trzcinowy do smaku. Wszystko energicznie wymieszać i dorzucić kilka kostek lodu - pyszne !
PS. Kalorii nie udało się spalić batonik z L. = 450 kcal, wg licznika spalone 340 kcal :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz