wtorek, 7 maja 2013

Majówka cz.3 wyprawa

Pierwsza duża wycieczka w tym roku. Trasa - na pewno do Rieth, a potem zobaczymy.


Rowery przygotowane ( tak nam się przynajmniej wydaje ). W sakwach ciuchy do ubrania na cebulkę i małe co nieco.  Chcąc oszczędzić sobie wspinania się na okrutne wzniesienie za Mierzynem jedziemy w stronę granicy przez Bezrzecze - Wołczkowo - Dobrą. Wiatr jak zawsze w twarz i tym razem nie łudzimy się, wracając będzie bez zmian.


Przy ścieżce rowerowej za Dobrą tajemnicze rozlewiska - bagniska, zieleń jeszcze nie wybujała i można podglądać życie żab. Zostawiamy żaby i jedziemy w kierunku granicy na dawniej pieszym przejściu przy Blankensee, niestety dawniej ponieważ musieliśmy uciekać rowerami w krzaki przed samochodami pędzącymi po ścieżce.  
Przekraczamy granicę i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienia się nawierzchnia, estetyka zabudowań i ... zachowania rowerzystów. Na każdy uśmiech i halo, człowiek odruchowo odpowiada co najmniej uśmiechem i kiwnięciem głowy. Próbowałam stosować tę praktykę po naszej stronie granicy - nie dość że nie było odzewu, to spojrzenia co poniektórych były jednoznaczne :( Najbardziej jednak zaskoczyła mnie starsza pani jadąca ścieżką z Hintersee do Glashutte - na składaku w stylu naszych wigrusów i w fartuchu najwyraźniej wyskoczyła na chwilę z gospodarstwa, pędząc raźno z górki obdarzyła nas przemiłym uśmiechem, krzyknęła hallo i tyle ją widzieliśmy.  Zastrzyk pozytywnej energii na cały dzień.


W Hintersee sielanka przy szlaku dawnej kolejki. Owce beczą po polsku i co zabawniejsze odpowiadają na zaczepki słowne :)


Mój ulubiony fragment trasy do Rieth - za Hintersee prosty odcinek szutrowej ścieżki prowadzący nasypem dawnej wąskotorówki. Miejsce to jest pełne uroku - tym razem mieliśmy okazję podziwiać je w pełnym słońcu, co było tym przyjemniejsze, że w końcu byliśmy osłonięci od wiatru.


W Rieth zwiedzamy wietrzne wybrzeże - marinę z betonowym leżaczkami - lepiej na się na nich nie rozsiadać wyglądają efektownie, ale nie należą do najwygodniejszych - i plażę z placem zabaw. Przy plaży oprócz zostawionych w samopas huśtawek i drabinek, stoją sobie dwie przenośne toalety - niby nic ciekawego, ale nie dość, że stoją, to jeszcze w środku oprócz braku tego czego nie trzeba jest papier toaletowy wraz z zapasem ... 


Otrząsamy się z toaletowego szoku i obieramy kierunek na Nowe Warpno. Na naszej mapie brak jest przejścia czy przejazdu, ale z dobrych źródeł wiemy że takowe istnieje. Na końcu Rieth kompletne zaskoczenie - ta miejscowość przylega do naszej granicy! Tuż za ostatnimi zabudowaniami wije się rzeczka o polskiej nazwie Myśliborka, a po obu jej brzegach słupki graniczne. 


A oto i nieistniejący mostek nad Myśliborką. Dalej podążamy przez leśne drogi nieźle oznaczonym szlakiem w kierunku Nowego Warpna.


Im bliżej zalewu tym zimniej, szukamy więc jakiegoś schronienia najlepiej z gorącym posiłkiem. Trafiamy do Tawerny powstałej w miejscu dawnej bazy kutrów w Nowym Warpnie. Przytulny lokal z przemiłą obsługą, pyszną kawą i kozą, w której na nasze szczęście akurat było rozpalone. W ciepełku pałaszujemy kiełbachy z przypieczonym chlebkiem, niestety tym razem z patelni bo na ognisko, ani grilla nie ma warunków.


Ogrzani do ludzkiej temperatury i z pełnymi  żołądkami wyruszamy obejrzeć zmiany  Nowym Warpnie. Promenada rozpoczyna się na zakończeniu dawnego nabrzeża, na zakończeniu tego odcinka powstała wieża widokowa w konstrukcji z drewna klejonego. Podjazd od strony kościoła pozwala na wjechanie rowerem na pierwszy poziom wieży, na drugi trzeba się dostać krętymi schodkami. Przepiękna panorama zalewu, od Altwarp aż do Podgrodzia.


Na przeciw kościoła, czyli na samym końcu półwyspu dorodny karp czy może raczej leszcz - symbol dawnej świetności Nowego Warpna. Cała inwestycja nowej promenady dobrze wróży miasteczku, mam nadzieję że będzie pierwszym krokiem do przywrócenia rangi małego kurortu dostępnego zarówno od strony lądu jak i od strony wody. 
Wracamy remontowaną, jeszcze nie oddana do ruchu drogą do Dobieszczyna - rowerem po podbudowie jedzie się całkiem dobrze. 



Omijamy Tanowo i kierujemy się na Dobrą. W Stolcu oprócz pałacu przecudnej urody, takie oto  urocze zabytki elektryfikacji.
Powrót do domu resztką sił. 
Udało się, jest satysfakcja i napęd do następnych wojaży :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz