sobota, 13 września 2014

Jesienne zbiory


Wrzesień tak kusi piękną pogodą, zapachami i dojrzałymi owocami, że warto wyruszyć na przejażdżkę nawet w południe. Jedziemy na zbiory owoców dzikiej róży.  Wybieramy się w kierunku granicy polsko-niemieckiej, w okolice Bobolina i  Grambow.


Polne drogi kuszą przejażdżką i zapewniają najlepsze wyżywienie,miedze pełne głogów i róż, które były celem dzisiejszej wycieczki.


Są jabłka, które wyglądają jak śliwki ...


... śliwki, które wyglądają jak rodzynki ...


... i wreszcie Rosa canina - cel dzisiejszego polowania.


Obskubujemy krzaki i kłujemy się w palce. Żurawie zbierają się do odlotu z charakterystycznym klangorem.


A my z sakwą pełną dzikiej róży zazdrościmy trochę żurawiom i decydujemy się na odwiedziny w pewnym uroczym pobliskim lesie gdzie bywa całkiem sporo grzybów.


Jedziemy na zachód w kierunku Grambow i dalej nieoznaczonym szlakiem w gęsty mieszany las. Na leśnej polanie spotykamy żabę w barwach polowych,


a w samym lesie wita nas przyczajony dzięcioł średni w barwach galowych.


Taki to tajemniczy i baśniowy las kusi żeby pochodzić po miękkim mchu i poszukać skarbów w nim ukrytych.
Niestety nasze miejsce zrobiło się ostatnio dosyć popularne i to wcale nie wśród miejscowych. Na szczęście zostało jeszcze trochę atrakcji leśnego runa.




Nie wszystkie znalazły się w naszych sakwach, te których nie znamy zostają uwiecznione obiektywem aparatu i posłużą mieszkańcom lasu.


Z lekko zatłoczonego lasu wyjeżdżamy na słoneczną polną drogę, 


ale i tu nie jesteśmy sami. Tego pana ( a może panią? ) widziałam po raz pierwszy.


Ścięte drewno pachnie i przypomina o zbliżającym się sezonie pieczonych jabłek i wieczorów przy kominku.





Najgroszy odcinek trasy - powrót do Szczecina przez Lubieszyn i Wąwelnicę - ciągle pod górę i bez możliwości skrócenia drogi. W lesie przed Bezrzeczem wypijamy resztki wody i  z górki pędzimy do Szczecina.


Wieczorem zbiera się na burzę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz