Wrzesień tak kusi piękną pogodą, zapachami i dojrzałymi owocami, że warto wyruszyć na przejażdżkę nawet w południe. Jedziemy na zbiory owoców dzikiej róży. Wybieramy się w kierunku granicy polsko-niemieckiej, w okolice Bobolina i Grambow.
Polne drogi kuszą przejażdżką i zapewniają najlepsze wyżywienie,miedze pełne głogów i róż, które były celem dzisiejszej wycieczki.
... śliwki, które wyglądają jak rodzynki ...
... i wreszcie Rosa canina - cel dzisiejszego polowania.
Obskubujemy krzaki i kłujemy się w palce. Żurawie zbierają się do odlotu z charakterystycznym klangorem.
A my z sakwą pełną dzikiej róży zazdrościmy trochę żurawiom i decydujemy się na odwiedziny w pewnym uroczym pobliskim lesie gdzie bywa całkiem sporo grzybów.
Jedziemy na zachód w kierunku Grambow i dalej nieoznaczonym szlakiem w gęsty mieszany las. Na leśnej polanie spotykamy żabę w barwach polowych,
a w samym lesie wita nas przyczajony dzięcioł średni w barwach galowych.
Taki to tajemniczy i baśniowy las kusi żeby pochodzić po miękkim mchu i poszukać skarbów w nim ukrytych.
Niestety nasze miejsce zrobiło się ostatnio dosyć popularne i to wcale nie wśród miejscowych. Na szczęście zostało jeszcze trochę atrakcji leśnego runa.
Nie wszystkie znalazły się w naszych sakwach, te których nie znamy zostają uwiecznione obiektywem aparatu i posłużą mieszkańcom lasu.
Z lekko zatłoczonego lasu wyjeżdżamy na słoneczną polną drogę,
ale i tu nie jesteśmy sami. Tego pana ( a może panią? ) widziałam po raz pierwszy.
Ścięte drewno pachnie i przypomina o zbliżającym się sezonie pieczonych jabłek i wieczorów przy kominku.
Najgroszy odcinek trasy - powrót do Szczecina przez Lubieszyn i Wąwelnicę - ciągle pod górę i bez możliwości skrócenia drogi. W lesie przed Bezrzeczem wypijamy resztki wody i z górki pędzimy do Szczecina.
Wieczorem zbiera się na burzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz