Jesień nabiera impetu, a my ochoty na coroczne wycieczki pod pretekstem grzybobrania. Co tu kryć, grzybiarze z nas marni, ale ile przyjemności daje jazda po lasach, wąchanie zapachów i podziwianie leśnych zakamarków wiemy doskonale. Lasy wszędzie dookoła, a więc w drogę.
Po drodze podziwiamy miejskie aleje - pod kasztanową jeszcze pusto. W tym roku szrotówek jakby w odwrocie, kasztany pojawią się więc pewnie zgodnie z planem.
Nasze nowe czeskie sakwy spisują się znakomicie. Miękkie ruchome przegródki, pokrowce przeciwdeszczowe i mapniki. Te ostatnie zostały w domu, póki co wieziemy telefony i inne przydasie - byle do 4 kg. Ich podręczność sprawdza się szczególnie jeżeli chodzi o dostęp do aparatu, co nie zwiększa tempa podróży :)
Z Pilchowa kierujemy się już do lasu. Po drodze mijamy piękną łąkę chronionego obszaru ujęcia wody, budynek pompowni zwiedzaliśmy podczas zeszłorocznych Europejskich Dni Dziedzictwa.
Po drugiej stronie drogi pole borówek ... tylko płot je uratował.
Krajobrazy jak z angielskiego malarstwa XIX w., a może jak z Chełmońskiego ...
W końcu jednak wjeżdżamy na leśne drogi. Odrobinę rozjeżdżone po ostatnim rajdzie Baja Poland, ale w końcu dla chcącego nic trudnego.
Zaczynamy poszukiwania, ale przez dłuższą chwilę zajmują nas smakowite jeżyny ...
Posileni przeczesujemy runo, ale oprócz fantastycznych mchów i suchych liści, nie znajdujemy nic ... nawet zapachy są wyblakłe i wysuszone.
Ponieważ jednak zgubić można się nawet w podmiejskim lesie, kiedy po poszukiwaniach znajdujemy leśniczówkę Owczary, w końcu wiemy że jednak zdążymy na niedzielny obiad. Dzisiaj jeszcze bez grzybów, ale już niedługo ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz