Dzisiaj późna przejażdżka z nieosiągniętym celem.
Mieliśmy wyjechać za miasto i do niego wrócić terenami wzdłuż Odry. Niestety deszcz i potrzeba obiadu przygonią nas szybciej do domu.
Tymczasem jednak wyjeżdżamy z miasta w kierunku północnym i z niedowierzaniem obserwujemy rozrost infrastruktury. Jeszcze zostało odrobinę łąki, ale na horyzoncie już znaki, słupki, latarnie ...
Uciekamy więc od cywilizacji ...
... w zapomniane wiejskie drogi.
Po drodze ślepe ścieżki i piękne łąki.
Jest i wieś.
Jak każda miejscowość i Przęsocin ma swoje tajemnice.
Nawet zwykła ankra - czyli kotew - zarosła patyną czasu i wygląda zupełnie inaczej, a na pewno nie tak jak powinna.
Czarny kot na płocie wpatruje się w nas podejrzliwie.
A znaczący numer wskazuje drogę powrotną.
Wracamy i gubiąc się wśród wąwozów i mokradeł. Czyżby urok Przęsocina działał aż tutaj ?
Z zarośli łypie na nas zieloniutka zwinka. Może ona podpowie nam drogę do domu ?
Jesteśmy. Miasto żyje swoim rytmem i swoimi sprawami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz