wtorek, 21 kwietnia 2015

klif nad zalewem i inne historie


Raz w tygodniu pogromca krawężników i studzienek ulicznych przechodzi przemianę ...


... i zamienia się w wędrowca głodnego bezdroży, zapachu lasu i zagubionych szlaków.


Jedziemy w górę mapy - poszukamy nowych ścieżek w Puszczy Wkrzańskiej ... i klifów nad Zalewem Szczecińskim . 


Jadąc na północ intensywnie uczęszczaną drogą rowerową jeszcze w granicach miasta spotykamy takie oto jakże ekologiczne oznaczenie odrobinę wypaczonej studzienki.


Bociany wracają na stare śmieci i jak w dawnej wieczorynce za sąsiadów w ogromnym gnieździe mają wszędobylskie wróble.



Za Tanowem i długą monotonną prostą pierwszy popas i spotkanie z historią. Tragiczną i bardzo smutną. Drewniany krzyż i tabliczka upamiętniająca miejsce śmierci i pochówku niemieckiego leśniczego. Mieszkający wraz z rodziną po wojnie w pobliskiej - dziś już nieistniejącej leśniczówce, został zamordowany tuż obok swojego domu. Przyczyną miał być rabunek drewna przez mieszkańców pobliskiego Tanowa - czy to prawda, czy jedynie pogłoski tego nie wiem.  


Ruszamy dalej na północ i docieramy do Szlaku Puszczy Wkrzańskiej, co prawda tu oznaczonego jako konny, ale w końcu rumak to rumak.


Miały być Brzózki, póki co jest brzozowy zagajnik i cieplutkie kwietniowe słońce.


A wśród szarych zeszłorocznych liści takie szaleńczo zielone migoczące cudo - zieleńczyk ostrężyniec.


Koniec szlaku. Na lewo kruszywo na prawo przecinka. 


Sytuację ratowały oznaczenia kwartałów/oddziałów leśnych i dobra mapa.


Odrobinkę już zmachani dojeżdżamy do krańca lądu. A tu niespodzianka - brama przepiękna, zamknięta, za bramą pałac w remoncie i przebudowie. Trzebieradz odzyskuje dawny blask  - pozostaje mieć nadzieję, że będzie dostępny dla zwykłego rowerzysty.


Tuż za placem budowy, za bukowym zagajnikiem i aleją kasztanowców ... jest kawalątek plaży 


wiatr i zapach morza ... tylko gdzie te klify?


Niestety zabrakło nam cierpliwości na poszukiwania więc wracamy w leśne zacisze.
Jednak pierwsza wiosenna wycieczka powyżej 30 km to nie był dobry pomysł ... niby spacerek, ale tu coś boli tam obcierać zaczyna ... 


Z zazdrością obserwujemy rusałkę żałobnika wygrzewającą się na piaszczystych leśnych dróżkach. 


Ostatni postój na rozstajach w Drogoradzu, na ławeczce pod przydrożnym krzyżem i dębem zaopatrzonym w piorunochron. 


Pora na powrót i ostatnie dzisiaj spotkanie z historią. Na skraju wsi znajduje się cmentarz, a właściwie to co po nim zostało. Informacja o wpisaniu go do ewidencji konserwatorskiej nie przynosi chluby służbom ochrony zabytków.


Tak niestety wygląda cmentarz ewangelicki i nie tylko ten na dawnych ziemiach odzyskanych.

Takie to kawałki historii leżą ukryte w podszczecińskich lasach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz