Połowa czerwca a lipy już odurzają swoim zapachem. Szczecin może poszczycić się przepięknymi alejami lipowymi, które oprócz zapachu, oferują ludziom cień, a zapylaczom słodki posiłek.
Ulica Niemierzyńska po remoncie.
Jakoś tak chyba w związku ze zbliżającymi się wakacjami ciągnie nas nad wodę, a że poszukujemy tej płynącej, zmierzamy z dzielnicy Zachód w kierunku dzielnicy Północ. Swoją drogą szkoda starych nazw polskich i jeszcze niemieckich, które dzieliły miasto na niewielkie obszary, a pozwalały na identyfikację mieszkańcom. Niegdysiejsze Pogodno zawierało w sobie miedzy innymi przedwojenny Schonau, Ackermannshoche i Braunsfelde w którym mieszkam.
Jedziemy więc miastem, jego - całe szczęście - zapomnianymi fragmentami, popadłe w niepamięć enklawy ogródków działkowych przecież to również zielone płuca Szczecina. Oby nie padły łupem drapieżnego kapitalizmu lub urzędniczej niemocy.
Ulica Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego.
Dlaczego tak szeroka - i obsadzona szpalerem lip - aleja jest ślepa? Jej przedłużenie stanowiłoby świetny element trasy z północ - zachód.
Ulica Ludowa.
Tu jedna z niewielu w Szczecinie linii tramwajowych prowadzonych po stromych ulicach prowadzących w kierunku Odry. Po wypadku do jakiego doszło w 1967 roku, najbardziej pochyłe i kręte torowisko prowadzone nieistniejącą już ul. Wyszaka zostało zlikwidowane - więc takie widoki jak ten należą dziś do rzadkości.
Ul. Most Brdowski.
Nowiutki most Brdowski, otwarty dla szarego człowieka.
Największa suwnica w Europie pracuje niestrudzenie, montaż elementów elektrowni wiatrowych robi wrażenie.
Poszerzony tor Odry na przeciw pochylni dawnej stoczni Vulcan to pozostałość problemów z wodowaniem czterofajkowców, które nie mieściły się w nurcie rzeki. To jedna ze szczecińskich zapomnianych historii - zainteresowanych odsyłam do Sekretów Szczecina 2 Romana Czejarka.
Gąszcz.
Ul. Lipowa.
Teraz już na północ- wzdłuż torów, które mam nadzieję wrócą we władanie przewozów osobowych.
Zapomniane.
Wspinamy się pod górę w kierunku skolwińskiego kościoła.
Rzut oka na domy pamiętające wiejski rodowód Skolwina.
To gdzie my właściwie jesteśmy? Oprócz tego, że w mieście.
Miejskie drogi bywają wyzwaniem dla rowerzystów.
Przeżuwacze delektują się nieużytkiem, bezwietrznym popołudniem i słodką nieświadomością granic administracyjnych .
Takie zwykłe bajoro tuż za Przęsocinem. Proszę jednak wyobrazić sobie żabi chór we wszystkich gamach i zapach kwitnącej łąki.
Kierunek zachód.
Przed nami trochę błota i z górki do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz