środa, 26 czerwca 2013

Czasem słońce czasem deszcz


Po upałach temperatura w końcu daje odetchnąć - jedziemy sprawdzić jak wyglądają krzewy dzikich róż, które będziemy pozbawiać owoców po pierwszych przymrozkach.


Wyjeżdżamy z miasta ulicą Okulickiego - droga w kierunku Stobna jest okrutnie dziurawa, a co gorsza systematycznie się wznosi. Na przejeździe kolejowym za Stobnem jesteśmy zziajani i zupełnie mokrzy. Na dodatek zaczyna się chmurzyć.


W oddali widać już ulewę, chmury nadchodzą z południa my zmierzamy na zachód z nadzieją, że unikniemy prysznica.


Inspekcja krzewów przebiegła pomyślnie - zawiązki pęcznieją będzie co zbierać. Przekraczamy granicę "w szczerym polu" i przez wąski mostek wjeżdżamy na teren zachodnich sąsiadów. W oddali promienie słońca odbija szachulcowa wieża kościoła w Schwennenz.


A za mostkiem szpaler klonów, grusz i ... czereśni.


Dojrzewają spokojnie przy drodze i wołają do przejeżdżających rowerzystów: zjedzcie nas, zatrzymajcie się, spróbujcie ...  


I jak tu się takim kiściom oprzeć ?


Czy czereśni było za dużo, czy popas był za długi - nie wiadomo. Deszczowe chmury dogoniły nas przy wyjeździe z Schwennenz w kierunku Lebehn. Przeczekujemy ulewę na przystanku czym wzbudzamy zainteresowanie lokalnej społeczności.


W oddali szpaler drzew przy drodze nr 113 między Lebehn a Grambow. Warto wiedzieć, że nasi sąsiedzi nie tylko nie wycinają przydrożnych drzew, a nawet wykonują nasadzenia. 


Ulewa zamienia się w kapuśniaczek, ubieramy kurtki przeciwdeszczowe i jedziemy w kierunku Lebehnersee. Droga początkowo asfaltowa, przechodzi w drogę polną wyłożoną płytami betonowymi, które z naszymi płytami betonowymi nie mają za wiele wspólnego. Kojarzą się raczej z autostradą ... 


Skręcamy w drogę obiegającą Lebehnersee ( jest tabliczka! ) Jedziemy leśnym duktem, jest mokro, a komary tną niemiłosiernie. Jezioro widzimy fragmentami, nie ma plaży, ale są podejścia do wody, miejsca na ognisko i prowizoryczne pomosty.  


W końcu wraca słońce i polne kwiecie odzyskuje kolory.


W Lebehn domy pamiętające podwładnych właściciela pałacu. Dzisiaj jak to w Niemczech co dom to perełka - wszędzie kwiaty, nie zawsze bogato, ale czysto.


Sam budynek pałacu w remoncie, położony na półwyspie z pięknym widokiem na jezioro.
Na pobliskim placu robimy popas, dowiadujemy się, że możemy przenocować w dawnej karczmie. Nie jesteśmy zainteresowani noclegiem - jedziemy dalej w kierunku miejscowości Sonnenberg.


Jak na Słoneczną Górę przystało jest słonecznie i ciepło, przez miejscowość przebiega szlak Odra-Nysa. Żeby zobaczyć kościół i przyległy stary cmentarz trzeba minąć zjazd na szlak pojechać parędziesiąt metrów prosto. 


Warto, kosciół położony jest na wzgórzu - jak w Kołowie i wielu podszczecińskich wioskach - otoczony trawnikiem, dawnym cmentarzem. Tu też zachowane stare nagrobki i krzyże ustawiono w jednym miejscu.
Pogoda się ustabilizowała w stronę słońca. Czas wracać. 


Spędziliśmy na wycieczce dobre trzy godziny, zdążyliśmy zmoknąć i wyschnąć, a przy okazji przejechać prawie 50 km :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz