W ostatni czerwcowy piątek przypadają urodziny jednej z najważniejszych postaci w historii Szczecina: architekta, cyklisty i entomologa: Wilhelma Meyer - Schwartau.
Dzięki projektowi Kamienice Szczecina możemy uczestniczyć w wydarzeniu odsłonięcia tablicy upamiętniającej miejsce gdzie mieszkał i pracował człowiek, któremu Szczecin zawdzięcza m.in. Wały Chrobrego i założenie Cmentarza Centralnego.
Przed wejściem do kamienicy czerwony dywan, motyle zamknięte w witrynkach i ukochany przez dzisiejszego bohatera pojazd - rower. Wszystkie eksponaty tworzące dekorację nawiązują do pasji wielkiego architekta, jednocześnie tworzą kwintesencję miasta. Koło rowerowe ze szprychami to przecież nic innego jak mapa jednego ze szczecińskich placów z odchodzącymi promieniście ulicami.
Wśród miejskiego szumu i zgiełku - stoimy przed kamienicą o adresie al. Wojska Polskiego 63 dawna Falkenwalder Strasse 63, tuż przy ostatnim z trzech placów nanizanych na ulicę Piłudskiego - rozgościła się atmosfera w jakiej żył i pracował Wilhelm Meyer.
Uroczysty moment uświetniła muzyka poważna, wszyscy zgromadzeni mogli dowiedzieć się - lub przypomnieć sobie - znakomitą postać szczecińskiego architekta i przewodniczącego szczecińskiego stowarzyszenia na rzecz ścieżek rowerowych. W dużej mierze właśnie Meyerowi zawdzięczamy ścieżki rowerowe w naszym mieście - niestety dziś zamienione na parkingi.
Śpiewająco podsumował życie i działalność Wilhelma Meyera "Tercet motyli" ze Szkół Artystycznych TOP-ART.
Uroczyste i nietypowe odsłonięcie tablicy pamiątkowej wystrzał z motylej armaty i fanfary z dzwonków rowerowych - tak jak życzyłby sobie dzisiejszy bohater.
Po fanfarach koniec miłego spotkania zaakcentowało nawet słońce chowając się za chmury. Na dodatek zaczęło wiać, zwialiśmy i my na zbiórkę przed Masą Krytyczną na pobliskim placu Lotników.
Za gołębiem i nie tylko gromadzą się rowery i rowerzyści na czerwcową masę krytyczną. Dziś jedziemy przypomnieć miastu o niespełnionej obietnicy wykonania pasa rowerowego na fragmencie ul. Krzywoustego.
A że zadanie jest banalnie proste i nie wymaga żadnych ciężkich prac pokazała brać rowerowa malując brakujący pas kredą na asfalcie.
Kierownictwo odmierzyło szerokość pasa, narysowaliśmy strzałki, rowery i co tylko komu przyszło do głowy.
Zabawy było mnóstwo i dla nikogo nie zabrakło kredy.
Efekt przeszedł moje oczekiwania. Jak widać na zdjęciu kierowcy w naturalny sposób potraktowali nowy pas i po prostu zmieścili się na pozostałej szerokości jezdni. To najlepszy przykład jak niewiele trzeba aby bezboleśnie pogodzić ruch samochodowy i rowerowy.
Udało się kolejny raz pokazać, że rower to jest najlepszy miejski środek lokomocji - hura !
Po masie mała kawa, a że jeszcze mamy ochotę pokręcić jedziemy w kierunku Głębokiego.
W miłym towarzystwie naszej dzielnej Ewy, która już niedługo wyrusza w daleką podróż w szczytnym celu, bierze udział w trzecim rajdzie dla polskich hospicjów organizowanym przez Fundację Babci Aliny. Ewa w ciągu 9 dni przejedzie ponad 1000 km, trenuje więc dzielnie, a nasz mały wypad będzie małą cząstką przygotowań.
Niestety złośliwość rzeczy martwych tudzież rowerowych dętek sprowadza nas na ziemię. Ewa łapie gumę i rozpoczyna się trening ze zmiany dętki. W ferworze walki gubimy zakrętkę od wentyla, a nowa dętka nie posiada takowego wyposażenia. W końcu z pomocą jednej profesjonalnej łyżki i zestawu łyżeczek do herbaty udaje się wymienić dętkę, założyć oponę i dokończyć wycieczkę.
Mijamy urokliwe tereny lasu Arkońskiego i na Głębokim podejmujemy decyzję o powrocie robi się zimno, a przecież jutro też jest dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz