niedziela, 15 czerwca 2014

Przez Polskę dla polskich hospicjów 2014


Sobotnim rankiem pod Zachodniopomorskim Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych zebrał się całkiem spory tłum rowerzystów. Wszystko to za sprawą V edycji rajdu dla polskich hospicjów organizowanego przez Fundację babci Aliny. Ale zamieszanie przed szczecińskim hospicjum to już wyłączna zasługa dzielnej Ewy, która w ubiegłym roku wzięła udział w rajdzie - i wróciła z tarczą, a w tym roku dopięła swego i zorganizowała start rajdu ze Szczecina. 


Ideą rajdu jest zbiórka funduszy na sprzęt dla hospicjów - sprzęt ten otrzymują hospicja leżące na trasie rajdu. I to właśnie dzięki Ewie dary otrzymały hospicja w Szczecinie, Policach i Tanowie.


Nie zabrakło miłych słów i oficjalnych podziękowań w imieniu podopiecznych wygłosiła Kinga Krzywicka - Prezes Fundacji Zachodniopomorskiego Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych.


Wśród uczestników był także tandem z projektu Niewidomi na tandemach . Zawsze podziwiam technikę i odwagę obu rowerzystów.


Niezawodna Joanna ze szczecińskiego rowerowego sklepu Madbike zorganizowała loterię dla  chwilowych uczestników rajdu.


W trakcie losowania następuje nagła zmiana pogody.


Startujących ze Szczecina jest ok. 60 osób - stałych uczestników rajdu jest ok. 20 osób m.in. z Polski, Wielkiej Brytanii i Kanady. W grupie są i profesjonaliści i amatorzy i ... dzieci.


Najmłodsze pokolenie pomimo niesprzyjających warunków i tempa daje sobie świetnie radę.


Jak widać peleton mimo rozciągnięcia nie tworzy zatorów uwzględnianych w systemie zarządzania ruchem na szczecińskich arteriach.


Pierwszy postój w celu scalenia peletonu. Po dwóch sporych podjazdach część amatorska pomimo kropiącego nieustannie deszczu zdecydowanie pozbywa się kurtek przeciwdeszczowych.


Za Szczecinem peleton rozciąga się do granic możliwości - swoich i naszych.


Postój przed Policami. W oczekiwaniu na część peletonu.
W Policach zdecydowanie rezygnujemy. Z tej przygody płyną dla mnie dla  wnioski: pomaganie jest sprawą wspaniałą i dodającą skrzydeł oraz kolarstwo zawodowe nie dla mnie.


Zostawiamy więc zawodowy peleton w polickim hospicjum a sami spacerkiem jedziemy nad jezioro Piaski Wielkie.


Krótki odpoczynek na pomoście.


Nie byliśmy upoważnieni.


Aby wykorzystać do końca piękny dzień jedziemy zwiedzić Zalesie i bardzo ciekawy ośrodek edukacyjny - równie interesujący architektonicznie jaki i merytorycznie.


Adaptacja przedwojennej stajni jest świetnym przykładem rewitalizacji i szansy na rozwój dawnego folwarku Sonnenwald z główną nagrodą w konkursie Polska Pięknieje.



Zachowany i zadbany pałac folwarku - obecnie siedziba nadleśnictwa.


Przemiła koza była zainteresowana zjedzeniem wszystkiego łącznie z palcem :)


I takim to przyrodniczym akcentem kończymy sobotę.
My odpoczywamy a rajd pędzi dalej - trzymam kciuki za całą ekipę w szczególności za naszą Ewę !!!

Wszystkie newsy i transmisje medialne na stronie wydarzenia.


wtorek, 10 czerwca 2014

Święto Cykliczne 2014 - Szczecin


Z takim dystansem przejechanym od marca 2013 - głównie w mieście - rozpoczynam tegoroczne święto cykliczne.


Po raz pierwszy i przez zupełny przypadek dołączamy do grupy jadącej od strony Głębokiego.  




Na placu Adama Mickiewicza tłum rowerzystów. 


Jest obłędnie gorąco więc beczkowóz cieszy się niemałym powodzeniem.


Niewiele mniejszym już tradycyjna rowerowa kawa od Pana Kawki.


Ale zdecydowanie największą atrakcją nie tylko dla najmłodszych jest kurtyna wodna. 


W oczekiwaniu na start chowamy się w cieniu. 


Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie, rowery w górę i w drogę.


Przejazd przez miasto był bardzo przyjemny głównie dzięki szczecińskiej zieleni i zacienionym ulicom. Niestety na Trasie Zamkowej słońce dawało się we znaki. Nie obyło się bez wywrotki i kierowców wciskających się pomiędzy rowerzystów. O utarczkach słownych ze zmotoryzowanymi nie wspomnę. 
Niestety peleton miał dość dużą prędkość i dla niektórych mniej doświadczonych cyklistów był to spory problem zwłaszcza przy tak wysokiej temperaturze.



Nie bez przyczyny niektórzy skracali sobie drogę przez torowisko, czy przejścia dla pieszych.


Podsumowując - udało nam się skutecznie przyblokować miasto - chociaż ruch jak to w niedzielę był niewielki. Przy tak pięknej pogodzie po 12 w południe większość była już za miastem. Już po święcie pojawiły się głosy dotyczące sensu blokowania miasta przez rowerzystów. Otóż chciałam wyjaśnić że było to święto, które odbywa się raz w roku. Szczecin jest blokowany przy wielu okazjach - świętach, koncertach, pokazach sztucznych ogni. Nie wszyscy muszą być fanami każdego z wydarzeń, ale mieszkamy w jednym mieście i powinniśmy wykazywać się wolą współpracy i wyrozumiałości dla współmieszkańców. Takie jest miasto - niestety jeżeli ktoś nie potrafi współpracować nie powinien w nim mieszkać.


Po przejeździe i emocjach Nowy odpoczywa w moim ulubionym miejscu w mieście - na alei okrzykniętej przez szczecinian chwastem.


Lipa kwitnie w czerwcu. Oby nie stała się symbolem miejskich działań. 


sobota, 7 czerwca 2014

Nowy w mieście.


KafleNowa rzecz cieszy. 


Jak kawa z lodem w upalny dzień.





 Żurawie stare i nowe. Miasto lubi młodych. Młodzi lubią miasto.


I w końcu on. Nowy w mieście. Mieszczuch po przejściach. Gotowy na nasze szczecińskie ulice.  

piątek, 6 czerwca 2014

List otwarty do wszystkich uczestników ruchu drogowego.

Do przelania na papier moich odczuć związanych z poruszaniem się po naszym przepięknym mieście sprowokował mnie felieton autorstwa pani Bereniki Lemańskiej w Kurierze Szczecińskim, a właściwie nie tyle felieton co komentarze jakie wylały się po jego publikacji.
Otóż korzystam na co dzień zarówno z samochodu jak i roweru. Bywam pieszą z dzieckiem i pasażerem komunikacji miejskiej. Jestem mieszczuchem – miasto kocham i traktuję jak żywy organizm, którego stan psychofizyczny zależy tylko od jego mieszkańców. Miasto podlega nieustannym zmianom – zmienia się społeczeństwo, infrastruktura i moda. Lubimy narzekać a najłatwiej krytykować to co nowe – przecież podobają nam się te piosenki, które już znamy.
Z przyjemnością obserwuję rosnącą liczbę rowerzystów na ulicach, chodnikach i ścieżkach rowerowych. Jeżdżą starsi i młodsi, pracujący do pracy a dzieci do szkoły - tak, niektóre dzieci jeżdżą do szkoły rowerem.
Na przekór malkontentom rowerzyści są zdrowsi, uśmiechnięci i jak widać na przykładzie Rowerowego Szczecina potrafią się zorganizować.  Nie potrafię jednak zrozumieć morza nienawiści podsycanego przez – jak mam nadzieję – niezamierzone publikacje prasowe. Życie polega na współpracy, i to zarówno w domu, w pracy jak i na ulicy. Chodnik jest przeznaczony dla pieszych i nikt tego nie kwestionuje. Niestety część rowerzystów najzwyczajniej boi się jeździć ulicą więc wybiera chodnik. Jadąc chodnikiem używam dwóch słów: przepraszam i dziękuję, i nie używam dzwonka – tego nauczyłam córkę, która dzwonka używa tylko na ścieżce rowerowej - o ile na taką natrafi. Nie spotkałam pieszego który by źle na takie zachowanie zareagował – zapewne jednak nie spotkałam pani redaktor. Odczułam za to na wlasnej skórze skutki nieodpowiedzialnych publikacji. Jadąc dziś do pracy ośmieliłam się jechać ulicą i niestety usłyszałam sporo niemiłych i niecenzuralnych słów żywcem wyjętych z komentarzy pod felietonem, nie wspomnę o mijaniu z obtarciem lusterkiem. Korzystając z ulic jako kierowca mijam rowerzystów, owszem mam dyskomfort – bywa ciasno, trzeba zwolnić, mógłby jechać tym rowerem bliżej krawężnika – jednak wciśnięcie pedału hamulca i włączenie kierunkowskazu nie jest specjalnym wysiłkiem …

Szanowna Pani Redaktor i Szanowna Redakcjo – proszę odpowiedzialnie traktować swoje łamy i nie wyganiać nikogo ani z chodników, ani z alejek parkowych ani z ulic.

Precz z głupotą, samolubstwem i brakiem współpracy !
Niech żyje miasto równych praw !


Szczecinianka.

czwartek, 5 czerwca 2014

miastowanie codzienności



Poranek. Spacerowicze na Jasnych Błoniach.


Popołudnie. Miasto pachnie.


Sklep rowerowy przypomina. 


Rymowanka kusi ziarnem dyni.


Kto nie lubi lodów ?


 Gorąco - zimno - mango.


Wszystkie bilety wyprzedane.


Wieczór. Rowerowi terroryści opanowali osiedlowy dyskont.



niedziela, 1 czerwca 2014

Miejscowe niespodzianki.

Okolice Szczecina nieustannie inspirujące. Za dzisiejszy cel obieramy ośrodek edukacyjny w Zalesiu, do którego mimo niewielkiej odległości nigdy nie udało nam się dotrzeć.


Wyjeżdżamy z miasta w kierunku Tanowa, ale zjeżdżamy ze ścieżki i  przez Bartoszewo kierujemy się w kierunku Grzepnicy.


Wieś wita nas sielskim widokiem tradycyjnych zagród. Grzepnica przed II wojną światową należała do Wilhelma Lunse - pozostałości dawnej wsi widać m.in. w charakterystycznych domach robotników wiejskich. I nie jest to jedyny ślad przeszłości.


Kierując się w stronę jeziora Świdwie, w głębi wsi przykuwa naszą uwagę ruina budynku spichlerza. Miejsce w gminnej ewidencji zabytków nie uchroniło go przed popadnięciem w ruinę. Są domy pracowników, jest spichlerz - gdzie dwór ?


Pozornie dworu ani śladu. W pobliżu spichlerza położony jest budynek mieszkalny z PGR-owską przeszłością. Coś jednak nie pasuje do wizerunku Państwowego Gospodarstwa Rolnego ... 


I rzeczywiście - tak wyglądał dwór posiadłości Armenheim w latach swojej świetności.


Bardzo smutna historia, nie jedyna w maleńkich wsiach polskich. Dawną świetność przypomina brukowana droga i dwa słupy nieistniejącej bramy.


Opuszczamy bogatą w historię Grzepnicę i drogą wśród pól jedziemy w kierunku jeziora Świdwie i wsi Węgornik. 


Po drodze zatrzymuje nas polana porostów zagubiona wśród łąk. 


 Polana porostów okazuje się pełna życia.


Opędzając się od wszędobylskich much dojeżdżamy do mostku nad Gunicą. 


Chcąc sobie skrócić drogę w kierunku Zalesia wybieramy nieoznakowaną drogę leśną ...


... która niestety kończy się polaną z myśliwską amboną. 


Dzisiaj niestety musimy wracać, ale my to Zalesie jeszcze odkryjemy.