sobota, 17 listopada 2012

Piątkowy wieczór

To już taka nasza mała tradycja, w piątkowe wieczory mamy wolne ( czytaj : samotne ) wyruszamy więc na małą przejażdżkę po mieście.


Ulica Księcia Józefa Poniatowskiego. Pusto i zimno. W powietrzu unoszą się przeróżne odcienie zapachu spalenizny, niestety ludzie palą w piecach i kominkach czym popadnie - przy bezwietrznej pogodzie aż trudno oddychać.
Jedziemy w stronę centrum. Ludzi na ulicach mało, paru zbłąkanych rowerzystów i mnóstwo spieszących się samochodów. Pod Kaskadą korek, na ostatnich piętrach tego przybytku siłownia pełna ludzi. Najwyraźniej jest to jedyne miejsce, które przyciąga szczecinian.
Tymczasem kilkaset metrów dalej ...


Mały dziedziniec tajemniczy i pełen muzyki z trwającej próby.



Duży dziedziniec reprezentacyjny i pięknie oświetlony, jeszcze zeszpecony płotem wygradzającym remontowane skrzydło opery i operetki - mimo wszystko bardziej atrakcyjne miejsce na spędzenie piątkowego wieczoru niż galeria handlowa.


Zamkowa wieża trochę jak z "Wakacji z duchami". 


Żadnego ducha nie spotkaliśmy, z wieży przyglądał nam się uważnie jedynie św. Otton i wyglądał odrobinę upiornie.


Zjeżdżamy z Wzgórza Zamkowego, po drugiej stronie Trasy Zamkowej widać piwnicę Kany, po prawej w pasie zieleni pomiędzy pasami ruchu zabytkowy platan - jak wyglądał ok. roku 1900 można zobaczyć tutaj


Wizytówka naszego miasta - Wały Chrobrego także bezludne.


Zmarznięci wracamy na ciepłą herbatę na naszej ulicy zawsze jest pusto, ale w końcu to tylko stare Pogodno.

wtorek, 13 listopada 2012

Rodzinna wycieczka

Listopadowe święto postanowiliśmy uczcić rodzinnym wypadem do lasu. Pogoda nam sprzyja chociaż wybór odpowiedniego ubrania nie był prosty.


W końcu decydujemy się na tradycyjną "cebulkę" - dużo cienkiego jedno na drugie i już możemy wyruszać.


Wytrawni rowerzyści na miejskim szlaku.


Flagi na okolicznych domach przypominają nam, że to święto. Miło popatrzeć na naszą flagę w sąsiedztwie unijnej - zgodnie i bez zgrzytów.


W spacerowym tempie zmierzamy w kierunku Głębokiego. Jadąc przez pusty las Arkoński podziwiamy Syrenie Stawy, które jakoś nie mogą się doczekać planowanej infrastruktury.


Tubylcy nie przejmują się infrastrukturą i spokojnie wyławiają niedzielny obiad.


Mijamy będące w budowie kąpielisko Arkonka -  ciekawe czy w przyszłym sezonie uda się popływać w nowych basenach. Z projektowanego także tutaj, sezonowego lodowiska w tym roku już nie skorzystamy, a budowa miała być zakończona do końca listopada ...  


Malownicza o każdej porze roku leśniczówka Biała.


Nad skrzyżowaniem ulic Miodowej i Zegadłowicza górują trzy dostojne sosny, jakby żywcem wyjęte z japońskiej grafiki. 
Naszym celem jest las za jeziorem Głębokim, kierujemy się na ścieżkę rowerową biegnącą w stronę Pilchowa. 


Już na początku ścieżki czeka nas niespodzianka, tajemnicze skrzyżowanie bankomatu z parkomatem, które ( wg tabliczki ) ma wpłynąć na dostępność lasów miejskich. Niestety przydatność urządzenia jest nieznana ponieważ "infomat" nie działa. Dlaczego jednak nie działa w lesie zamiast nie działać przy skrzyżowaniu i zachęcać do spacerów, wydawać mapki czy cokolwiek innego ?


Pomijamy tę zagadkę i ruszamy dalej. Przejeżdżamy na drugą stronę ul. Zegadłowicza, podziwiamy piękną przedwojenną stację transformatorową i kierujemy się w ulicę Jaworową.


Moi współwycieczkowicze znowu zostawili mnie w tyle.


Co chwilę coś przyciąga moją uwagę. Tu sójka - nie wybrała się za morze, ale pozować też nie chciała.


Piękna i dostojna willa z półokrągłym wykuszem i balkonem.


Mały biały domek, z zadaszonym i przytulnym balkonem nad wejściem.


Ulica się kończy i łagodnie zmienia się w leśny dukt. 


Przeważają tu drzewa liściaste, zwłaszcza buki, całą ściółka i ścieżka usłane są bordowymi liśćmi. 


Trafiamy też na jodłowy, bardzo tajemniczy zagajnik. Znajdujemy parę prawdopodobnie lisich jam i zastanawiamy się jakie jeszcze tajemnicze stworzenia mogą tu zamieszkiwać.


Na zakończenie naszej wycieczki trafia nam się już chyba ostatni w tym sezonie podgrzybek.


poniedziałek, 5 listopada 2012

Słońce, błoto i Wodozbiór

Ostatni dzień długiego listopadowego weekendu. I to jaki - piękne słońce, dobra widoczność i nie zamarzam wychodząc z domu.
Czasu jak zawsze mało, dzisiaj więc wybieramy się w stronę Wzgórz Warszewskich, naszym celem jest "Wodozbiór" - zespół przyrodniczo-krajobrazowy. Jedziemy w kierunku ul. Arkońskiej przecinając stare Pogodno. Przy ul. Wincentego Pola zatrzymują nas takie oto perełki. Trzy domy, każdy w innym charakterze, a jednak pasują do miejsca  i do siebie nawzajem - a to już duża sztuka.


Dom pierwszy. Najmniejszy i najbardziej urokliwy. Parterowy, murowany z dawnym budynkiem gospodarczym ( warsztat ? ) w konstrukcji szachulcowej. Na swój własny użytek klimat, jaki stwarzają tego typu domy nazywam kazimierskim ( od Kazimierza nad Wisłą - kto był ten wie dlaczego, a kto nie był niech żałuje ).


Dom drugi. Średni gabarytem, niestety w najgorszym stanie. Drewniana elewacja jest wypłowiała, ale z zachowanymi zdobieniami podkreślającymi kondygnacje i przepięknym gankiem. Zawsze przywołuje wyobrażenie rosyjskiej XIX wiecznej wsi, trochę melancholijnej i trochę zaniedbanej.


Dom trzeci. Największy i najokazalszy z całej trójki. Zadbany, z drewnianą ciemną elewacją, drobnym podziałem okiennym i pięknymi zielonymi okiennicami wygląda jak żywcem wyjęty z karkonoskiego uzdrowiska.


Rozstajemy się z Pogodnem i nowiutką ścieżką rowerową, wzdłuż ul. Arkońskiej nieuchronnie zbliżamy się do pokonania wzniesień Wzgórz Warszewskich. Pniemy się pod górę fragmentem obwodnicy śródmiejskiej, niedługo jednak po przecięciu skrzyżowania z ul. Rostocką ulica i ścieżka urywają się, i zostajemy w polu. 
Kierujemy się dalej na północ. Nawierzchnia jest fatalna, głównie za sprawą samochodów ciężarowych dojeżdżających na pobliskie budowy. Listopadowe kolory są bure, ale przydrożne częściowo obumarłe drzewa stanowią niesamowite akcenty w  jednolitym krajobrazie.


Niestety nawierzchnia robi się coraz gorsza, skończył się bruk zaczęło się błoto.


Jesteśmy po kolana w błocie, gdyby nie błotniki bylibyśmy po pachy :)  
Wjeżdżamy na żółty szlak pieszy - zwany szlakiem Gocławskim - i taplamy się w kierunku wieży widokowej przy Wodozbiorze.


Po krótkich poszukiwaniach znajdujemy najpierw budowlaną tablicę informacyjną, potem wkraczamy, a raczej brniemy w piachu przez plac budowy i już jesteśmy na miejscu. 



Widoki rekompensują taplanie się i brnięcie. Dziwię się, że jest to tak mało znane miejsce - byłam tu po raz pierwszy i nigdy wcześniej o Wodozbiorze nie słyszałam. Widoki są porównywalne jak w rezerwacie Świdwie, oczywiście na dużo mniejszą skalę. Podejrzewam, że w sezonie nie brakuje tu także ptactwa wodnego, jest więc co obserwować i czego nasłuchiwać. 


Widok na Wysoki Staw.  Jest to ważne miejsce dla historii miasta - Wysoki Staw zasilał w wodę fontannę na placu Orła Białego od czasu jej powstania w 1732 roku oraz stanowił źródło wody pitnej dla części Szczecina.


Z wieży nasz wzrok przyciąga szpaler martwych brzóz. 
Schodzimy z wysokości i wracamy w kierunku ul. Podbórzańskiej. Mijamy spacerowiczów i niestety psy biegające luzem. Jakiekolwiek próby zwrócenia uwagi, że jesteśmy w lesie, że  niektórzy to się psów boją, kończą się wiecznym "ale on nie gryzie". Szkoda strzępić języka. 


Bliżej ul. Podbórzańskiej natrafiamy na jeszcze jeden staw, bardzo tajemniczy i urokliwy. W jego odbiciu nawet listopadowa jesień wydawała się bardziej kolorowa.


Na brzegu można spotkać tubylców.


Wracając skręcamy z ul. Podbórzańskiej i oglądamy pomnik upamiętniający poległych podczas I wojny światowej członków Związku Gimnastycznego i Sportowego Szczecin-Drzetowo. 

niedziela, 4 listopada 2012

Listopadowy wieczór


W zaduszkowy wieczór wybraliśmy się odwiedzić groby bliskich i obejrzeć pięknie oświetlony cmentarz. Są to jedyne jesienne dni kiedy można zwiedzać szczeciński Cmentarz Centralny po zmroku i w tak nastrojowej oprawie.


Pamiętam znicze sprzed lat - szklane, wypełnione woskiem, okrutnie kopciły, ale ich zapach połączony z zapachem opadłych liści zawsze kojarzy mi się ze Świętem Zmarłych. Dzisiaj znicze nie kopcą i bywają kiczowate, dobrze że zdarzają się białe i bez ozdobników.


Wędrując w ciemnościach trafiamy na pomnik "Tym, co nie powrócili z morza".


Z daleka podziwiamy pomnik "Braterstwa Broni". 
Zrobiło się zupełnie ciemno, niestety w jednym z naszych jednośladów zasłabła przednia lampka. Jedziemy trochę po omacku, alejki są częściowo wyasfaltowane, jednak jakość nawierzchni pozostawia wiele do życzenia. Z żalem więc opuszczamy cmentarz i udajemy się w poszukiwaniu baterii, co jest świetnym pretekstem do wieczornej przejażdżki. 


Fontanna przy kościele garnizonowym wciąż czynna, choć dziś widzów jest znacznie mniej.


Jeden z niewielu ( jedyny ? ) szczeciński neon pamiętający lata 60-te XX w. Szkoda, że Cafe jest niekompletne - ciekawe czy ma to wpływ na menu :)


Kameralna knajpka przy placu Orła Białego. Jest w tym miejscu odkąd pamiętam i pięknie komponuje się z kamienicą Koński Kierat 17. W przeciwieństwie do restauracji i pizzerii w parterze budynku, w miejscu dawnego salonu samochodowego. W lokalu zblazowani kelnerzy i goście - w niewielkiej ilości - oraz sztuczne okienka i elewacje  - w ilości zastraszającej.


Brama Królewska w perspektywie ulicy Mariackiej. Robiąc to zdjęcie doszłam - po raz kolejny - do wniosku, że mieszkam w naprawdę ładnym mieście. Tylko trochę zaniedbanym. 


Ale za to dowcipnym. Kto zgadnie gdzie ta ważna ściana się znajduje ?


sobota, 27 października 2012

Październikowa masa krytyczna

Pierwszy dzień prawdziwego zimna wypadł w ostatni piątek miesiąca - czyli dzień masy krytycznej. Platany zgubiły już prawie wszystkie liście jedziemy więc w szeleście i nieświadomości co pod listowiem.


Na placu Lotników zmierzch. Jest nas około stu osób - podpisujemy petycję do Prezydenta Miasta w sprawie wyznaczenia na świeżo remontowanej ul. Słowackiego - szerokiej na tyle, że możliwe jest wyznaczenie pasów rowerowych w obie strony. 


Zbiórka. Ze względu na szybko zamawiające ciemności tym razem wybrałam się Winorą, wyposażoną w oświetlenie na baterie, ma ono podstawową przewagę nad zasilaniem dynamem - nie gaśnie gdy rower się zatrzymuje. No, chyba że ktoś ma supernowoczesne dynamo, podtrzymujące zasilanie podczas postoju.


Wyruszamy al. Jana Pawła II w kierunku placu Grunwaldzkiego.


Na ul. Słowackiego już ciemno. Nowy asfalt, w porannym i popołudniowym szczycie korki i zero pasa dla rowerzystów. Mam nadzieję, że nasza petycja przygotowana przez Rowerowy Szczecin odniesie jakikolwiek skutek.


Mimo przejmującego zimna jedziemy jeszcze na małą przejażdżkę w kierunku Wałów Chrobrego. Na narożniku ul. Jarowita w małym przedwojennym pawilonie znalazła swoje miejsce galeria ceramiki. Nie wiem jaką formę miała - i czy w ogóle była -  stolarka okienna, ale wstawienie dużego szklenia z ukrytą ramą było świetnym pomysłem.


Zmarznięci na kość, zajeżdżamy do Bramy Jazz Cafe na coś ciepłego. Ponieważ jesteśmy równie zmarznięci co głodni nie możemy się oprzeć i zamawiamy tiramisu - polecam każdemu nie jest to kupne ciastko, a deser jest robiony na miejscu - bomba smaku i kalorii :)


Fontanna przed Urzędem Miasta jeszcze działa. 


Ostatni rzut oka na Jasne Błonia piękne o każdej porze dnia i roku.