Opuszczamy schronisko, będziemy je wspominać z sentymentem. Trochę mniej zapach jakiego nabrały nasze ubrania i ręczniki.
Dzisiejszą trasę pokonamy w całości szlakiem Greenvelo - oby jego jakość była lepsza od wczorajszych szlaków turystycznych.
Wyjazd z Przemyśla prowadzi ścieżka nad Sanem, początkowo wspólnie z pieszym potem asfaltową droga rowerową. Niestety aby dostać się do naszego pierwszego przystanku musimy wyjechać na drogę dojazdową do Przemyśla.
Arboretum w Bolestraszycach - bo o nim mowa - to piękny ogród dendrologoczny dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych oraz z dużym ukłonem w stronę turystów również rowerowych. Wspaniała flora i fauna - żyją tu żółwie wodne - uzupełniają instalacje artystyczne - labirynt z rosnących wierzb oraz muzeum ogrodu i galeria powiązana z cyklicznyni imprezami artystycznymi.
Kierujemy się w stronę ogródków Arboretum przygotowanych przez studentów architektury krajobrazu.
Kolejny punkt programu to leżący w pobliżu fort San Rideau. Po wczorajszych przygodach ze szlakiem fortecznym nie spodziewamy się specjalnych atrakcji co okazuje się sporym błędem.
Na wzgórzu wznosi się imponująca ruina koszarów fortowych - można do nich wejść, jest w miarę czysto niestety wszystkie tablice informacyjne zniknęły.
W końcu możemy poczuć ogrom fortyfikacji jakie otaczały Przemyśl - San Rideau to fort pancerny, główny fort zewnętrznego pierścienia twierdzy.
W fosie przy murze carnota można Czas nieubłaganie płynie, a my zapominamy ile trasy zostało nam do pokonania ...
Greenvelo prowadzi wyśmienicie. Oglądając malownicze krajobrazy i egzotyczną architekturę nie tylko drewnianych cerkwi.
W miejscowości Niziny przekraczamy San. Przeprawa jest jednak nie byle jaka - kładka nad Sanem rodem z przygód Indiany Jonesa przyprawia co poniektórych o palpitacje.
W tych wspaniałych okolicznościach przyrody ... to ile nam zostało tych kilometrów?
Przystajemy coraz częściej, ciążą nam sakwy i przeszkadza silny wiatr, który z uporem wieje w twarz.
W końcu przekraczamy autostradę A4. Po wiejskiej sielance widok zunifikowanej infrastruktury wprawia w ponury nastrój. Jesteśmy - jak się później okaże - dopiero w połowie drogi, głodni i poważnie zmęczeni. Liczymy na smaczny obiad w przydrożnym barze. Niestety najbliższa restauracja za 5 km i to nie na naszej trasie.
Chcąc nie chcąc rozpakowujemy naszą kuchnię i korzystając z uprzejmości Pani z wiejskiego sklepu w zaciszu pichcimy obiad. A że wiejski sklep to prawdziwa instytucja przez chwilę obserwujemy miejscowe życie gdzie wszyscy wiedzą kto z kim i dlaczego.
Zgodnie z planem do wyznaczonego noclegu powinniśmy mieć ok. 20 km, okazuje się jednak że mapa mapie nierówna i do Wielkich Oczu mamy prawie 30 km.
Robi się coraz chłodniej. Resztkami sił dojeżdżamy do Wielkich Oczu gdzie jeszcze gubimy się i poraz kolejny korzystamy z przychylności miejscowych.
Nocleg w domu weselnym.
Na kolację porcja galaretki.
Jutro 40 km wg mapy. Ile to będzie w rzeczywistości czas pokaże.
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz