Poranek w sadzie budzi nas śpiewem ptaków i bzyczeniem pszczół. Wokół cisza, camping w Horyńcu znajduje się na skraju miejscowości przy ul. Jana III Sobieskiego prowadzącej do nikąd.
Po szybkim śniadaniu ruszamy. Jeszcze krótki objazd Horyńca-Zdroju, oglądamy dawny pałac Ponińskich - dziś ośrodek sanatoryjny i wyruszamy w kierunku Suśca.
Po drodze odbijamy ze szlaku, chcemy obejrzeć kapliczkę na wodzie - jedną z wielu w tym regionie zlokalizowaną przy źródłach. Po drodze jednak niespodzianka - wyjątkowo urokliwa przydrożna XVII w. kapliczka św. Jana Nepomucena wzniesiona na cześć wyzwolenia jasyru przez Jana III Sobieskiego.
Z ulgą docieramy do celu. Pachnące drewnem i chłodne od bijących tu źródeł miejsce sprawia, że chciałoby się zostać dłużej. Niestety czas goni. Nabieramy więc cudownej wody i wyjeżdżamy w słońce.
Dzisiaj szlak prowadzi głównie szutrem, który mało ubity nie ułatwia jazdy po wzniesieniach Roztocza.
Wokół trwają żniwa, temperatura dochodzi do 34 stopni i ani jednej chmury na niebie.
Pamiątkowe zdjęcie przy symbolu Greenvelo - oby nie zawiódł nas do końca.
Porządnie głodni dojeżdżamy do Narola, gdzie kierujemy się wskazówkami napotkanej rowerzystki i wybieramy obiad w Narolskich smakach. Polecam każdemu - pyszne i tanie jedzenie - i co dzisiaj nie do przecenienia - klimatyzacja.
W Narolu również pierwsza wymiana dętki. Chyba za sprawą przegrzania, dla zaoszczędzenia czterech kilometrów i skróceniu drogi do szumów na Tanwi rezygnujemy z Greenvelo i wybieramy niebieski szlak.
Powiem tyle: zamiast niebieskiego szlaku był żółty i zielony i dwa kilometry pchania ciężkich rowerów po piachu. Nie róbcie tego sami.
Koniec końców, o zachodzie słońca dojeżdżamy do szumów - widowiskowe przełomy rzeczywiście sporo hałasują tłumacząc swoją nazwę.
W Suściu rozbijamy się na campingu. Próżno tu jednak szukać ciszy czy klimatu z Horyńca-Zdroju.
Jutro kierunek Zwierzyniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz