poniedziałek, 25 lipca 2016

Ostatnie wyzwanie


Po niezbyt przespanej nocy szykujemy się do ostatniego dnia naszej rowerowej włóczęgi. Dzisiaj rozstajemy się z Greenvelo co napawa nas niepokojem - albo wybierzemy drogi krajowe i wojewódzkie albo zakopiemy się w piaszczystych leśnych duktach dumnie opisanych jako szlaki.  


W końcu decydujemy się na asfalt i nieustanne mijanie przez samochody. Nie będzie przyjemnie, ale z pewnością szybciej.
Że Zwierzyńca jedziemy więc w stronę Panasówki i odbijamy na północ. Wiejskie drogi odkrywają przed nami prawdziwe roztoczańskie krajobrazy.


Przede mną mnóstwo wspomnień z dzieciństwa, z wakacji spędzanych na wsi. Wsi, której już nie ma. Nie ma zwierząt ani pola, a jedzenie kupuje się w sklepie. Dobrze, że ludzie ci sami tylko dzieci jakby się postarzały. 


Po rodzinnych wspomnieniach i śniadaniu, które zmieniło się w obiad ruszamy w stronę Szczebrzeszyna. Jedziemy drogą krajową, dobrze że jest niedziela ruch jest niewielki. Musimy wspiąć się na wzniesienie opisane jako 6%. Jezdnia ma wydzielony pas dla najwolniej szych oraz pobocze idealne dla rowerów. Nie wszystkim udaje się podjechać do końca, ale widoki rekompensują wysiłek.


Z góry z impetem wjeżdżamy do Szczebrzeszyna. Urocze miasteczko brzmiącego świerszcza z świątyniami trzech wyznań. Szczebrzeszyn ma najwięcej uroku ze wszystkich miasteczek jakie odwiedziliśmy. Jego wielokulturowość wygląda zza każdego narożnika, a gubią się w stromych uliczkach blisko dawnego kirkutu można poczuć atmosferę sprzed lat.


Ze Szczebrzeszyna mamy jeszcze ok. 10 km do Zamościa. Po drodze delektujemy się krajobrazem, który wkrótce będziemy oglądać tylko na zdjęciach.


Ostatnia upalna prosta. 
Przed nami Zamość.
Zwieńczenie wielkiej włóczęgi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz