Nie spodziewaliśmy się jednak tak stromych wzniesień i to jeszcze w samym mieście.
Po paru niezbyt trafnych decyzjach w końcu trafiamy na szlak i ruszamy szlakiem fortecy Przemyśl.
Szlak niestety składa się głównie z krzaczorów i mniej lub bardziej widocznych tablic opisujących skądinąd bardzo ciekawą historię twierdzy.
Spotykamy pierwsze na naszej trasie znaki greenvelo - ruszamy jednak dalej pewni swego.
Jak się okazuje niezbyt długo.
Wyznaczony szlak nie nadaje się do niczego oprócz kąpieli błotnych.
Trasą, która mogliśmy pokonać w godzinę mordowaliśmy się prawie trzy. Czarę goryczy dopełnia padający deszcz.
Wracamy do Przemyśla.
Niezbyt wysuszeni za to świetnie nakarmieni ruszamy w miasto.
Dla człowieka z północnego miasta takie nagromadzenie baroku i klasycyzmu, w dodatku położone na malowniczych wzgórzach to poważny szok. Przemyśl to naprawdę skarb i perła architektoniczna - szkoda, że tak mało znana w Polsce.
Jutro opuścimy gród niedźwiedzia i wtedy zacznie się prawdziwa włóczęga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz