Rozpoczynamy nasza tegoroczną włóczęgę w kierunku Warmii i Mazur.
4.00 rano. Liczymy po raz kolejny bagaże pakowane takim tempie, że o tym co jest w sakwach dowiemy się na miejscu.
Nieprzytomni bez śniadania ruszamy przez puste miasto w kierunku dworca. Pulsująca sygnalizacja ułatwia nam przejazd, ale nieprzyzwyczajeni do obciążenia ciągniemy się jak ślimaki.
Na dworcu ku naszemu zaskoczeniu pociąg dalekobieżny do Olszyna liczy aż trzy wagony, z czego żaden nie posiada miejsca na rowery. Zaskoczony naszą obecnością i biletami konduktor wyznacza nam miejsce tuż za lokomotywą. Nie byłoby w tym nic złego oprócz tego że żaden pasażer z bagażem się nie przeciśnie, a na każdej stacji trzeba przesuwać rowery żeby drzwi mogły się otworzyć. Czyżby to klątwa komtura?
W międzyczasie wsiada wycieczka szkolna z zarezerwowanymi miejscami w wagonie którego nie ma. Wszystko to razem sprawia, że jedzie się zadziwiająco przyjemnie - wszyscy czujemy się równo potraktowani przez kolej co sprzyja zacieśnianiu więzów miedzyludzkich.
W Malborku wita nas piekne słońce.
W oczekiwaniu na skompletowanie wycieczki sprawdzamy co wzięliśmy z domu i prostujemy złożone w czasie podróży kierownice.
W końcu w komplecie ruszamy na podbój miasta. Nieoczekiwanie na wjeździe wita nas ... plastikowy wiedźmin. Będzie on niezłym symbolem tego co oglądać będziemy na zamkowych straganach.
Imponujący zamek w Malborku leżący nad samym Nogatem łączy z lewym brzegiem kładka pieszo-rowerowa. Rozbijamy namioty na lewym brzegu - prawie jak w domu - by za chwilę wrócić na zwiedzanie największego zamku w Polsce.
Zwiedzanie z przewodnikiem trwa ponad 3 godziny - nie polecam jednak samodzielnego zwiedzania, nie ma szans żeby zdobyć tyle informacji w tak ekspresowym tempie. Całość założenia jest imponująca, na mnie największe wrażenie zrobił kościół klasztorny - odbudowany ze zniszczeń z ogromnym poszanowaniem szczegółu.
Na dziedzińcu wysokiego zamku przywitały nas instalacje przestrzenne, które mnie zachwyciły, wbrew większości wycieczki, która była zbulwersowana "pajęczynami".
Zmęczeni i pełni wrażeń wracamy na nocleg.
Nasz pierwszy wieczór w towarzystwie banneru z Magdą Gessler i wyjątkowo złośliwymi komarami. Ostatecznie pokonaliśmy klątwę komtura opijając ją miejscowym ciemnym piwem "Komtur"
Jutro ruszamy na podboj Elbląga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz