Czyli w krainie przyrody i życzliwości.
Z wielkim niedosytem opuszczamy Białowieżę i obiecując powrót, ruszamy na podbój Podlasia.
Przed informacją turystyczną stały bywalec lustruje okolicę. My dopytujemy o możliwość przejazdu przez słynną w mediach drogę Narewkowską. Niestety wbrew przekazów medialnym, drogą jest zamknięta dla ruchu, również rowerowego.
Przed informacją trwa ostatni sprawdzian po wymianie wolnobiegu. Wszytsko gotowe - zatem w drogę.
Przydrożne krzyże znane z różnorodnych polskich krajobrazów tu przyjmują ciekawą, wspólną i zgodną formę.
W Teremiskach odwiedzamy otwarty dosłownie wczoraj Puszczański Punkt Informacyjny.
Piękny stary dom, w którym można porozmawiać o puszczy z tymi, dzięki którym jest głośno w mediach ogólnopolskich zawsze kiedy ostatni europejski las pierwotny jest w niebezpieczeństwie. Warto zajrzeć przed wizytą w Białowieży, żeby uniknąć spotkania chociażby z nierzetelnym rowerowym punktem serwisowym - co mam w podróży odbije się czkawką.
Nie możemy rozstać się z okolicami Puszczy i w Budach robimy kolejny przystanek. W starej zagrodzie mieści się agroturystyka jakich tu wiele, ale ta jedna umożliwia zwiedzanie własnego skansenu. Co prawda tylko jednej chaty i jej wyposażenia, ale kiedy przemiła osoba zaprasza wędrowca do odpoczynku pod jabłonią nie można odmówić.
Jedziemy na północ i wciąż towarzyszy nam ostrzeżenie przed zubrem.
W Siemianówce znajduje się piękna barokowa cerkiew, niestety jak wszystkie zamknięta poza nabożeństwami.
Trochę uciekamy przed burzą, a trochę liczymy na ochłodę.
Przez Zalew Siemianówka przebiega grobla będąca kolejowym przejściem granicznym z Białorusią.
Zostawiamy główne drogi i zapuszczamy się w podlaskie bezdroża. Szukamy znalezionego przez internet noclegu podziwiając pięknie pofałdowane ziemię Wysoczyzny Białostockiej.
Jaka spotyka nas niespodzianka kiedy za kolejnym zakrętem odkrywamy osadę, w niej boczną drogę i przedostatnią zagrodę... Czeka na nas serdeczna gospodyni, kawa z ciastem i nalewka własnej roboty. Oprócz przyjęcia jest też domek, który dostajemy w posiadanie wyposażony jak trzeba. Ale klimat wewnątrz mogę porównać do kazimierskiej Kuncewiczówki. Drewno, półki z książkami, obrusy i drewniane rzeźby autorstwa gospodarza.
Kuchnia i wejście na poddasze.
W takim azylu mogłabym zostać nie tylko na dwa tygodnie. Bez internetu i zasięgu - prawdziwy detoks.
Dobranoc Podlasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz