czwartek, 26 lipca 2018

Włóczęga 2018 dzień jedenasty

Czyli gdzie w Polsce są góry. 
W kierunku jeziora Hańcza. 


O poranku budzi nas kurant z wieży klasztornej. Czas obejrzeć zabudowę klasztoru pokamedulskiego. 


Założenie nie pełno dzisiaj już funkcji klasztornych. Obiektem sakralnym jest jedynie kościół, pozostałe budynki pełnią funkcje muzealne i turystyczne. 


Dawne domki zakonników dzisiaj stanowią pokoje do wynajęcia. 


W podziemiach kościoła znajduje się krypta gdzie chowani byli zakonnicy. Do dziś można obejrzeć fresk przedstawiający taniec że śmiercią. 


Opuszczamy malownicze jezioro Wigry i nasz pięknie położony choć spartański camping. 


Jakby w odpowiedzi na brak kapelusza, chmury przed nami gestnieją i stają się ołowiane.


Na efekty nie trzeba długo czekać. Ulewa łapie nas w lesie i w jednej chwili jesteśmy mokrusieńcy. Chowamy się pod najbliższą wiatą przystankową. 


Letnia ulewa mija jednak równie szybko jak nadeszła i po chwili kurtki suszą się na sakwach. 
Im bliżej Suwalskiego Parku Krajobrazowego tym krajobraz bardziej zmienia się w pagórkowaty i porośnięty zielonymi i ukwieconymi łąkami. 


Rozstaje polnych dróg pachną koniczyną. 


Przecinamy drogę wojewodzką i niepostrzeżenie krajobraz z pagórkowatego zmienia się w górzysty. Nie przypomina to pojezierza a już z pewnością nie nizinę. 


Zmienia się również architektura, coraz częściej pojawiają się ceglane domy o pruskim rodowodzie. 


Zostaje nam ostatni odcinek drogi do jeziora Hańcza, wjeżdżamy coraz wyżej i wyżej. Otaczają nas rozległe łąki i pastwiska, gdzie pasą się wolno stada krów.


Czy to aby na pewno nie Bieszczady? 


W końcu poważnie zmachani pojazdami i nie ma co kłamać również wprowadzaniem rowerów trafiamy na nasz dzisiejszy nocleg - camping Na Młynie, tuż nad brzegiem jeziora Hańcza. 
Oglądanie jeziora jutro. Dzisiaj tylko spać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz