czwartek, 26 lipca 2018

Włóczęga 2018 dzień dziesiąty

Czyli same straty.


Senny poranek tuż nad jeziorem Sejny. 


Noc spędziliśmy na terenie Ośrodka Wypoczynkowego Królowa Woda. Specyficzne miejsce o klimacie rodem z filmu "Zapach psiej sierści". Najważniejszy jednak jest spokój i dobrze wyposażone sanitariaty. Do tego niewielka plaża i oswojone kaczki - świetne miejsce na odpoczynek. 


My jednak jedziemy dalej. Przejeżdżamy przez kanał Augustowski kierujemy się w kierunku dworca kolejowego. 


Przy dworcu zaczynają się pierwsze problemy. Przejście na drugą stroną torów jest możliwe kładką lub objazdem. Wybieramy to drugie nakładając drogi. 


Staramy się nie zgubić szlaku co jest prawdziwym wyczynem. Oznakowanie szlaku nie zgadza się z mapą a ta że wskazaniami GPS. W końcu jednak docieramy do kościoła w Studziennicznej. Wnętrze robi wrażenie - nie wiem jaki był cel obwieszenia porożem świątyni, ale widocznie jakiś był. W każdym razie wygląda to jak inspiracja do filmu "Pokot".


Jedziemy dalej szlakiem, który oznaczony jest w terenie jako Greenvelo zamienia się chwilami z R11. Prowadzi on teoretycznie wzdłuż kanału Augustowskiego, niestety nie możemy tego sprawdzić. Jedziemy przez gesty las, po drodze mijamy zagajnik sosnowy z wysokimi, prostymi pniami, które mogłyby służyć jako maszty. 


W końcu docieramy do otwartej przestrzeni i w miarę oznaczonego szlaku. 


Kanał Augustowski oglądamy z drewnianego mostku, który przejeżdżające samochody wprawiają w niepokojące drgania. 


Kanał Augustowski. 


Kolejna śluza - tym razem o nazwie Gorczyca. 


Jedziemy wzdłuż jeziora Serwy, przy brzegu kormoran wypatruje swojej zdobyczy, a my z niepokojem spoglądamy w górę. 


Dzięki wskazówkom rowerzystów ze Szczecina, znacznie skracamy sobie drogę do naszego celu. Mimo kałuży po niedawnym deszczu, bez obaw zapuszczamy się w gesty las Wigierskiego Parku Narodowego  Ze znajomymi nie spotkaliśmy się - my jechaliśmy po południowej stronie a oni po północnej kanału Augustowskiego. 


Wśród lasu otwierają się polany swoim charakterem przypominające Bieszczady. 


Niestety nic nie trwa wiecznie i na kolejnych nierównościach coś wystrzeliwuje z mojego roweru. Okazuje się, że jest to plastikowe "łoże", które umożliwia linkom ślizganie się po ramie, jednocześnie trzymając je w odpowiednim miejscu.
Udaje się to coś przymocować, niestety przerzutki są rozregulowane. 
Nie ma już czasu na naprawę mamy przed sobą jeszcze kawał drogi. 


W końcu docieramy do półwyspu i ścieżki, która mogą dostać się pod Wigierskiego klasztor tylko rowery i piesi. 


Przed nami dwie wieże klasztoru, cel naszej podróży. 


Pole namiotowe położone jest tuż nad brzegiem jeziora Wigry i u stóp klasztoru. 
Na miejscu orientuję się, że po drodze zgubiłam kapelusz - czarna rozpacz. Pozostaje nadzieja, że słońce będzie nas oszczędzać.


Jezioro Wigry jest wyjątkowo malownicze i ciche. 

Dobranoc. Jutro jezioro Hańcza. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz