piątek, 20 lipca 2018

Włóczęga 2018 dzień piąty

Czyli miłe złego początki. 
Czas opuścić Stare Kuchmy i podróżować dalej. Robimy to z ciężkim sercem i kolejna obietnicą powrotu. 


Ostatni rzut oka na jedno z bardziej przulytulnych miejsc jakie poznałam. 


W oknie naszego domku plakietka Greenvelo.


Stare Kuchmy przydrożne krzyże... 


... i wiejskie drogi. 


I wejdź tu człowieku w zasięg. 


 Kapliczka w głębi lasu. 


Takie oto krajobrazy towarzyszą nam w drodze do Kruszynian. 


Mostek nad Kołodzieżanką. Czyli postój pośrodku niczego. 


Nieczynne torowisko, z którego czynnej części mamy zamiar skorzystać. 


W Kruszynianach wita nas niewielki meczet. Jesteśmy zaskoczeni jego formą i niewielkimi rozmiarami. 


 Ponieważ meczet jest funkcjonującą (od końca XVII wieku) świątynią wchodzimy do środka bez butów. Wewnątrz o historii i zwyczajach Tatarów polskich opowiada mieszkaniec Kruszynian i Tatar z pochodzenia. W historię wplata mnóstwo anegdot dotyczących i ułanów pod okienkiem i garbowania skóry - w różnym znaczeniu. 


Odwiedzamy również Tatarską Jurtę, miejsce gdzie można spróbować tatarskiego jedzenia. Niestety o ile samo jedzenie jest smaczne i egzotyczne to forma jego podania na plastikowych i papierowych talerzach psuje cały efekt. 
W Kruszynianach okazuje się, że nie zdążymy na pociąg, który planowaliśmy skrócić sobie drogę do Supraśla. Żeby zdążyć przed nocą do planowanego noclegu czeka nas dodatkowe 40 km, co prawda asfaltem, ale w sumie czeka nas 80 km. 


Niestety w Krynkach okazuje się, że nowy wolno bieg, nie był taki nowy i nie podołał wyzwaniu. Jedynym ratunkiem jest pobliski warszat samochodowy. Krótka reanimacja wystarczy do Supraśla, ale na miejscu czeka nas kolejna wymiana. 


Przy okazji oglądamy synagogę położoną po jednej stronie wzgórza, podczas gdy po drugiej ulokował się strzelisty kościół. 


Przed nami kolejne 25 kilometrów. Oby zdążyć przed zachodem słońca. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz